2024-04-29

Wiara rodzima, a etyka

Natchnienia do tego wpisu dostarczyły nieszczęśliwe, a niestety zdarzające się, stwierdzenia, jakoby za wiarą rodzimą nie stała żadna konkretna etyka, albo ograniczająca się do ogólnikowych stwierdzeń w rodzaju “nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe”. Bo rzeczywiście: nie ma żadnych słowiańskich przykazań i danego wprost kodeksu moralnego Przodków (a przynajmniej nie znamy żadnego zabytku, który by takie treści przekazywał). Czy jednak oznacza to, że za rodzimą tradycją rzeczywiście nie kryją się żadne wskazania co do “prowadzenia się”? Wprost przeciwnie! Po prostu są one wpisane w liczne pieśni, obrzędy, podania - można je wyprowadzić z całokształtu tradycji. 

Fot. Dawid Brzozowski

Zacznijmy od prostej rzeczy: kto jest “tym dobrym” i “tym złym” w ludowych bajkach? Który z bohaterów zyskuje sympatię słuchacza? “Dobry” jest zazwyczaj dzielny młodzieniec, chwacko ruszający na smoka. Życzliwa dziewczyna, która przystaje w drodze by dopomóc różnym stworzeniom w potrzebie. Skromna sierotka, cierpliwie, bez użalania się, znosząca swój los. “Zła” jest zazwyczaj chciwa i zazdrosna macocha i jej złośliwa, leniwa córka. Podstępna piastunka, podkładająca szczenięta zamiast niemowląt. Smok pożerający dziewczęta. Do bajek możemy dołożyć resztę rodzimej spuścizny. Co z kolędnikami, krążącymi po okolicy prosząc o datki, w zamian za wyrażone pieśnią i obrzędem błogosławieństwo? Czynią to istotnie, wobec szczodrych gospodarzy, którzy chętnie ich goszczą - złorzeczą zaś skąpcom. 

Ale, ale - przekazywana w Jantarze “Droga do Bogów” mówi o zbliżaniu się do Nich, a więc też o naśladowaniu boskiego wzorca. Ten zaś najlepiej wyrażony jest w mitach. Choć wiele z nich nie zachowało się to mamy dość, żeby wypowiadać się (przynajmniej) o zarysie słowiańskiej etyki. Weźmy więc mit o stworzeniu świata: na każdym kolejnym etapie działania Braci prowadzą do różnicowania się i porządkowania rzeczywistości, ale też powiększania się przestrzeni, w której można działać. Pierw były tylko Wody (“Sine Morze”), do których potem dołączyła też Ziemia. Ziemia, która w trakcie mitu rozrasta się. Ale co więcej, Bracia tworzą rozmaite stworzenia: łagodne owieczki i złośliwe kozy, poczciwego psa i żarłocznego wilka, a nawet - człowieka. Więc nie tylko wprowadzają do tworzącego się świata ład, ale działają też twórczo. Jeśli wolno tak powiedzieć, wykonują swoje (boskie) rzemiosło. W treści mitu Bracia waśnią się. Ich waśń jest jednak ostatecznie stwórcza, kiedy kolejne elementy kosmosu powstają wskutek swoistej rywalizacji. Ponadto jasno widać, że zwada między Nimi nie kończy się całkowitą porażką Jednego z Nich, ale raczej ustaleniem się dynamicznej i zmiennej równowagi oraz podziałem dziedzin.

Przytoczyliśmy tu tylko garść podstawowych przykładów, a przyczynkarski tekst jest jak najdalszy od wyczerpania zagadnienia. Mamy jednak nadzieję, że jasno pokazaliśmy, że mamy materiał do rozważań na temat złożonej etyki rodzimowierczej, którą można umocować w tradycji.

2024-04-23

Nasz mały fragment natury – część I

Nasz kontakt z Przyrodą w miastach jest dość skromny, zwłaszcza gdy wspominamy naszych czcigodnych Protoplastów żyjących na łonie Natury cały czas. Nie mieli zbyt wielkiego wyboru i musieli przetrwać w takim świecie. My natomiast mamy dziś wszystko, czego potrzebujemy - po jedzenie, ubrania i elektronikę udajemy się do sklepu, a nawet z lenistwa zamawiamy wszystko do domu. Zarządcy, których wybieramy do administracji naszych małych ojczyzn, tworzą dla nas miniaturowe enklawy przyrody zwane parkami, aby zapewnić nam nasze fizyczne i psychiczne łącze z Matką Ziemią.

Większość ludzkości marzy o kawałku Ziemi, na którym może rosnąc trawa i kwiaty. Na szczęście balkony i parapety w naszych mieszkaniach nawet gdy są małej powierzchni, to i tak nadają się do hodowli roślin! I tu wchodzimy my, cali utytłani ziemią, aby dać Wam kilka wskazówek ;)

Tymianek

A dlaczego hodowla roślin w domu jest dobrym pomysłem?

  • rośliny poprawiają jakość powietrza w domu,
  • z punktu widzenia animizmu zawsze to dodatkowa dusza w domu (kto wie, może to będzie dusza Przodka?),
  • uprawa roślin to dobre hobby pomagające redukować stres,
  • hodowla roślin pobudza naszą kreatywność, 
  • rośliny dają pozytywną energię, 
  • własna hodowla plonów to idealne źródło ofiar dla Bogów i Przodków.

Osobiście wolę uprawę ziół niż kwiatów (oczywiście z małymi wyjątkami), dlatego w dalszym opisie skupię się właśnie na nich. Łatwymi do hodowli ziołami są chociażby mięta pieprzowa, melisa, szałwia, tymianek i bazylia. Rośliny te można wyhodować z nasion lub kupić już odchowane i je przesadzić do większych doniczek dla lepszego rozwoju. 

Jednym z ważnych elementów uprawy jest sprawdzenie:

  • jakie podłoże jest najlepsze dla danej rośliny, aby mogła rosnąć?
  • czy stanowisko ma być słoneczne, w cieniu, czy w półcieniu?
  • jaka jest ulubiona wilgotność danej rośliny?
  • jakie jest jej ulubione pH gleby?

Dlaczego pH gleby jest tak ważne? Otóż odpowiada ono za dostępność do składników pokarmowych dla rośliny, poprawia jej zdolność absorpcji i retorsji. Pewnie właśnie zastanawiacie się, jak sprawdzić pH gleby :) Teoretycznie możecie kupić specjalne urządzenie do mierzenie pH, ale możecie też użyć starego dobrze znanego małżeńskiego duo z „Perfekcyjnej Pani Domu”, czyli sody oczyszczonej i octu. 

Jak? Do dwóch naczyń pobierzcie fragment ziemi, potem dodajcie wody destylowanej - musi być to koniecznie woda destylowana, ponieważ ma pH neutralne, natomiast woda z kranu zawiera elementy takie jak wapń i magnez, co może dać fałszywe wyniki. Do jednego naczynia dodajecie sodę, a do drugiego ocet, mieszacie i ciekacie na efekt. Jeśli w naczyniu z sodą pojawią się bąbelki, to mamy glebę o pH kwaśnym. A jeśli ziemia w reakcji z octem zacznie syczeć, to pH jest zasadowe. 


Warto wspomnieć, że pH ziół waha się z reguły w przedziale 6.0-7.5 - większość ziół lubi kwaśną glebę. Niektóre zioła (anyż, bylica piołun, czosnek niedźwiedzi, koper, melisa, lawenda, tymianek, szałwia, oregano) kochają gleby zasadowe, dlatego trzeba dodać do nawozów wapno aby podnieść pH gleby.

Mięta czekoladowa

Jeżeli roślinę atakują grzyby lub mszyce, to taka oto mikstura powinna sobie z nim poradzić: przygotowujemy litr mieszanki w proporcjach 2/3 wody i 1/3 odtłuszczonego mleka. Dodajemy 5 kropel olejku eterycznego z lawendy lub drzewa herbacianego i podlewamy roślinę.

Mamy dla Was małą ściągę typowych ziół do zasadzenia w domu:

Melisa Lekarska (łac. Melissa Officinalis)

  • miejsce uprawy słoneczne,
  • podłoże: przepuszczalne, średnio zaopatrzone w substancje odżywcze, bogate w wapno, równomierne wilgotne,
  • melisa jest idealnym zielem na czas problemów nerwowych, napar z liść uspokoi nasze nerwy, zaś same liście pasują do sałatek, twarogów i deserów.

Mięta (łac. Mentha

  • miejsce upraw półcieniste/słoneczne,
  • podłoże wilgotne - należy regularnie podlewać!
  • mięta jest pierwszym obok rumianku ziołem, które wybieramy przy problemach z żołądkiem. Spokojnie możemy ją stosować w deserach.

Lawenda wąskolistna (łac. Lavendula Angustifolia

  • miejsce uprawy w pełni nasłonecznione i ciepłe,
  • podłoże przepuszczalne, suche, jałowe i zawierające wapno,
  • jej zapach odstrasza komary i koi nerwy,
  • liście można dodać do masła, białych serów, zup i dań mięsnych, kwiaty zaś posłużą dekoracji deserów.

Tymianek (łac. Thymus Vulgaris

  • miejsce uprawy słoneczne i ciepłe,
  • podłoże przepuszczalne, suche, ubogie w składniki odżywcze, zasadowe,
  • tymianek ma działanie wykrztuśne,
  • tymianek to idealna przyprawa - możemy używać świeży, suszony lub poddać mrożeniu.

autor: Guślarz Nikrug

Bibliografia:

  • „Ziołowe szczęście - poradnik dla ogrodników i smakoszy”, Rudi Beiser. 

2024-04-21

Święto Jarowita, 20.IV.2024, Borodziej

W pięknych (choć chłodnych) okolicznościach pogody uczciliśmy Jarowita w nowym dla nas miejscu - w wiacie Borodziej na tyłach Sopotu. Mimo skromnej klikalności wydarzenia facebókowego w obrzędzie uczestniczyło aż 20 osób, w tym sporo nowych.


Na miejsce przybyliśmy przed 12tą i zachwycaliśmy się luksusami wynajętego przez nas obiektu - oprócz paleniska i wiaty z ławami i stołami mogliśmy się także cieszyć dostępem do WC! A podczas świąt Pory Ciemnej przyjemnie będzie się napić gorącego barszczyku lub herbaty przygotowanej w zapleczu kuchennym :) Przemiły pan zarządzający obiektem miał też przygotowane dla nas drewno na opał.


Być może niedługo zdradzimy Wam przepis na tę przepyszną tartę :)

A to też było przesmakuśne!

Zaraz po obrzędzie panowie przystąpili do igrzysk ku czci Jarowita. 


Najpierw kapitanowie drużyn - Piotr i Marcin - siłowali się na ręce, aby ustalić kolejność wybierania zawodników. 


Następnie obie drużyny rzucały kłodą w dal - w tej konkurencji wygrała drużyna Marcina. 

Piotr przyjechał do nas aż ze Starogardu Gdańskiego!

Rozbieg z przytupem w wykonaniu Jakuba :)

A Chris przyjechał aż z Kanady!!!

Rzucanie kłodą wygrał Dawid w pięknym stylu z półobrotu - niczym Chuck Norris...

Drugą konkurencją była sztafeta i tu również wygrała drużyna Marcina.


W trzeciej konkurencji - przeciąganiu liny cumowniczej - drużyna Marcina pozwoliła wygrać drużynie Piotra. 


W nagrodę Marcin złożył ofiarę Jarowitowi i poprowadził korowód z gaiczkiem zielonym, pięknie przystrojonym, w czerwone wstążeczki przez śliczne dzieweczki.

Mistrzowie drugiego planu - Piotr i Judyta - grzeją się przy Ogniu :)

Potem jeszcze długo siedzieliśmy, jedliśmy i plotkowaliśmy kontemplując przyrodę. Przez chwilę prószył drobny śnieg - to pewnie Marzanna przybyła na święto swojego Ukochanego. 





2024-04-17

Świat jest żywy - okiem animisty

Przez lata przyzwyczailiśmy większość publiczności do tego, że “Jantar to animiści”, “u nas dominującym poglądem na religię jest animizm”, czy “obieramy animizm za punkt wyjścia religii w ogóle, a kulturę słowiańską uważamy za jego szczególną realizację”. Co więcej, ten nasz animizm to w istocie panpneumia - bo uważamy, że duchy są dosłownie wszędzie, we wszystkich i we wszystkim. Ale dość już mądrych pojęć - czas przybliżyć praktyczne konsekwencje takich pomysłów, a przede wszystkim… jak się z nimi oswoić!

Zacznijmy od rzeczy zdałoby się banalnej i tak prostej, że aż nazbyt oczywistej: zastanów się, choć przez chwilę, jak się czują mijani przez Ciebie ludzie. Nie ma sensu mówić o mistycznych związkach z duchami, jeżeli nazbyt często otaczających nas ludzi redukujemy do bezimiennego i bezkształtnego tłumu. Poświęć chociaż chwilę, żeby spojrzeć na każdą z napotykanych osób i pozwól pojawić się refleksji: “Ta pani czuje się…” i wystarczy. Nie próbuj zgadywać i snuć domysłów. Najważniejsze jest samo uzmysłowienie sobie, że ten człowiek obok też ma jakieś uczucia, też może odczuwać różne rzeczy.

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy oswoimy się już z takim patrzeniem na innych, włączamy kolejną sprawę: trzeba dostrzec, że wszyscy mają jakieś związki. Ten starszy pan na ławce może mieć żonę, która czeka w domu na zakupy, wnuka, który zapomniał zadzwonić, ulubioną ławkę, na której właśnie siedzi… Może. Ponownie nie chodzi o brnięcie w spekulacje, ale o zmianę sposobu patrzenia: ten człowiek nie jest odrębną jednostką. Ten człowiek jest węzłem, w którym spotykają się nitki biegnące do wielu, bardzo wielu innych bytów (do i od których również biegnie mnóstwo takich nitek). Szybko dojdziemy tą drogą do wniosku, że wszystko łączy się ze wszystkim i jesteśmy cały czas zanurzeni w gęstej sieci oddziaływań i powiązań.

Ostatni etap tego ćwiczenia może zdać się egzotyczny: staramy się dostrzec piękno w innych ludziach. Ważne, by nie wybierać (tylko) osób pociągających fizycznie, ale po prostu - innych ludzi. Starsza sprzedawczyni w sklepie mięsnym przyjaźnie się dzisiaj uśmiecha, pan z psem zadbał o czystość trawnika i posprzątał po swoim pupilu. Po co tak patrzeć? Od dawna poczucie piękna, zwłaszcza takiego bezinteresownego - trudnego do uzasadnienia biologicznymi popędami - przekonuje mnie o istnieniu dusz. Źródła zjawiska upatruję w zejściu się dusz podziwiającego i podziwianego, w którym doszły do porozumienia i przyjaźni. Warto więc z jednej strony wybierać takie właśnie małe rzeczy, które same w sobie nie robią czegoś konkretnego, ale tworzą poczucie piękna i ładu. Z drugiej nic na siłę: naszym celem nie jest rozbudzenie bezkrytycznej wszechmiłości do wszystkich ludzi, więc jeżeli naprawdę nie widzimy w ryczącym pijaku niczego godnego zachwytu to nie widzimy i tyle. Chociaż - można i wtedy dostrzec (i opłakać) piękno i dobro, które się w takim człowieku marnują.

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy już dobrze się czujesz z wykonywaniem tych kroków wobec innych ludzi… to jesteś na dobrym początku! Teraz czas włączyć w ćwiczenie inne byty. Proponowana tu kolejność to pomysł oparty na praktycznym podejściu, w skali wzrastającej trudności. Trudności tego, by dostrzec w tej istocie samodzielny podmiot. Więc zaczniemy względnie łatwo, bo od zwierząt i roślin. Nawet jeśli nie masz - wzorem rolniczego archetypu Słowiańszczyzny - własnego stada krów, czy pola pszenicy, to mijasz przecież koty, psy czy ptaki, bytujące w okolicy. Szczególnie te ostatnie są wdzięcznym przedmiotem ćwiczenia: tradycja dość wyraźnie mówi o ukazywaniu się w ich postaci dusz zmarłych. Czy ta wrona to ktoś, kogo pochowali kilka dni temu? Czy ten gołąb ma swe gniazdo gdzieś w okolicy? A może ma ulubiony “rewir”, gdzie emeryci dokarmiają ptaki? Może właśnie wygrzebał sobie coś do jedzenia ze śmietnika? Tak, zaraz będziemy zachwycać się pięknem jego lotu, ale nie bójmy się też widzieć rzeczy “brzydkich”. Życie składa się z różnych rzeczy. Potem możemy  spojrzeć na całokształt otaczającej nas zieleni i uświadomić sobie bardzo wyraźnie, że to wszystko żyje. Wszystkie drzewa, zarośla, wszystkie kwiaty i trawy. Pewnie nawet rozmawiają ze sobą. Możliwe nawet, że ta grupka dojrzałych drzew czuje się dumna, że osłaniają od wiatru kilka mniejszych, które z kolei są im wdzięczne… lub narzekają, że starsze pokolenie zasłania Im Słońce! 

W ten sposób przechodzimy łatwo do zjawisk przyrodniczych. Większości z nich nasza religia przyznaje boskich Opiekunów i jest to dobra sposobność, żeby i o Nich pomyśleć, jednak bez silenia się na dogmatyczne przypasowanie “Słońce - Swarożyc, Błyskawica - Perun, Mgła - hmm?”. Chodzi o wyrobienie sobie wrażliwości w postrzeganiu świata, a nie o katalogowanie. Czy Słonejko cieszy się widząc rozkwitające w Jego świetle życie? Jak wiele istot żyje w Jego świetle, albo raczej - czy jest coś, co nie ma z Nim w ogóle związku, choćby pośredniego? Całe piękno - przynajmniej to wzrokowe - jest tak naprawdę możliwe w ogóle dzięki Niemu. A prócz świecenia Słonejka tyle jeszcze dzieje się na świecie: pada deszcz, Morze szumi, Ogień trzeszczy. 

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy już oswoimy się z dostrzeganiem podmiotu w ludziach, zwierzętach i roślinach oraz w zjawiskach przyrodniczych, można przejść dalej: do przedmiotów “nieożywionych”. Przymiotnik piszę w cudzysłowie, bo przecież przyznajemy im duszę. Z pewnością łatwiej zacząć od czegoś, co budzi pewien sentyment. Scyzoryk, odziedziczony po ukochanym dziadku? Jak dużo widział? Czy jest w Twojej kieszeni równie zadowolony (mniej, bardziej?) jak był u dziadka? W ilu był miejscach i czego dokonał? Może porównuje nowe czasy z tym, co działo się pół wieku temu? Jednak nie ma się co ograniczać do własnych, ulubionych rzeczy. Pewien głaz w lesie ma przepiękny mech. Czy ten autobus miejski - jeden z całej floty różniących się tylko numerem na wyświetlaczu - lubi swoją trasę? Czy umiesz dostrzec coś ładnego w jego bryle?

Ostatnim etapem ćwiczenia jest włączenie bytów bez oczywistego ciała. Przykładem są pojęcia abstrakcyjne. W tym miejscu trzeba jednak przestrzec, żeby trzymać się raczej konkretów, bo mądrze brzmiące pojęcia da się dorobić do wszystkiego. Taki na przykład “animizm” - jest bardzo nośnym pojęciem (któremu poświęcony jest cały ten tekst i wiele innych), ale czy jest jakiś “Bóg animizmu”? Nawet jeśli takowy gdzieś w świecie astralnym, osnowie (czy jakkolwiek to jeszcze zwać) istnieje - to jest to zapewne istota dość odległa od namacalnych, codziennych doświadczeń. A ostatniego czego byśmy chcieli to skończyć z głowa w przysłowiowych chmurach. Wybierzmy “coś” (“kogoś”), co narzuca się samo: rodzina czy jakaś grupa (składają się z konkretnych ludzi). Czy miasto jest szczęśliwe? Jak działa na ludzi, którzy w nim mieszkają i pracują, którzy przez nie przejeżdżają. Ale może łatwiej będzie zacząć od duchów zmarłych: już nie mają fizycznego ciała, a jednak w sercu czujemy ich istnienie. Czy Przodkowie są z nas dumni? Jak wiele śladów pozostawili po sobie na tym świecie? Czy w Ich pamięci znajdujemy piękno?

Fot. Dawid Brzozowski

Dodajmy jeszcze kilka słów o niezbędnej w ćwiczeniu higienie psychicznej. Wyobraźmy sobie kogoś, kto praktykuje - nawet sumiennie - ale tylko wobec swojej rodziny, swoich kwiatów w ogrodzie, swoich uczuć. Łatwo można popaść w złudzenie, że jedyne co ważne w Kosmosie, dotyczy “mnie”. To nie wydaje się dobrą ścieżką, ale ma też swoje - równie niebezpieczne - przeciwieństwo. Jeżeli uznamy podmiotowość wszystkiego, możemy w imię źle pojętych altruizmu i empatii zapomnieć o podmiotowości własnej i zaniechać własnych działań. To też nie o to chodzi, żeby usiąść i pozostać w bezruchu; w sumie w ten sposób zabijamy też wszystko to, czego nie dokonaliśmy. Ograniczenie się do tego, co rzeczywiście uznamy za ważne i jesteśmy gotowi zrobić dobrze brzmi jednak już całkiem rozsądnie. Ponadto: nie zaczynaj ze wszystkim rozmawiać. Uznanie duszy kubka do kawy to jedno, prowadzenie z nim aktywnej rozmowy to już co innego. Nie żeby było to niemożliwe, ale normalnie ludzie mają znikomą zdolność do komunikacji poza własnym gatunkiem (a i tu ograniczoną choćby lingwistycznie). Co prawda i “postępowym”, nowoczesnym ludziom zdarza się mówić “No zapal!” do samochodu, czy “Proszę, działaj!” do dowolnego w sumie sprzętu - zazwyczaj jednak nie oczekują odpowiedzi. Nawet w archaicznych kulturach plemion łowiecko-zbierackich umiejętność rozmawiania ze zwierzętami czy ze zmarłymi jest postrzegana jako rzadki i cudowny dar. Jeżeli poczujesz, że duchy do Ciebie mówią i znajdziesz w tym prawdę to dobrze. Nie udawaj jednak, że zachodzi zjawisko, którego nie ma. Celem tego ćwiczenia jest wytworzenie animistycznej wrażliwości świata. Jeżeli pojawią się intuicyjne wglądy w zjawiska to bardzo dobrze. Nie szukaj ich jednak na siłę. A już na pewno - nie toń w ciemnych domysłach. Roztrząsanie czy oglądany właśnie kot należy do samotnej staruszki, czy do małej dziewczynki i jej starszej siostry nie przybliży Cię do uznania jego podmiotowości. Podobnie pracując z duchem grypy (też można!) nie ma sensu zatrzymywać się nad pytaniami w rodzaju “to dusza choroby - zjawiska, prosta suma dusz wywołujących ją wirusów, czy jakaś ich dusza zbiorowa?”. Duch to duch. 

Żaden Słowianin sprzed dziesięciu wieków nie nazywał swojego poglądu na świat “animizmem”, czy “panpneumią”. Wtedy ludzie jeszcze nie wynaleźli takich zgrabnych pojęć. Nawet jakby mu zacząć zadawać konkretne pytania “A czy wszystko ma duszę?”, “A jest jakaś dusza tego grodu?” to nie dość, że szczegółowe odpowiedzi mogłyby się bardzo różnić w zależności od człowieka, to mogłoby się okazać, że na nasze pytania nie ma prostej odpowiedzi. Bo odpowiedzią na pytanie “Czy kamień ma duszę?” wcale nie musiałoby być potwierdzenie czy przeczenie, lecz na przykład: “Chyba nie, bo nie rośnie, ale jak się toczy to wtedy jakby trochę żyje, więc kto wie?” I co zrobilibyśmy z taką odpowiedzią?

Jednak wystarczy wziąć do ręki dowolne opracowanie demonologii ludowej, by przeczytać o dziadach borowych w lesie, niebiańskich chmurnikach, czy siedzących w ludzkich obejściach domowikach. Na niektóre święta żywych odwiedzają zmarli. W pieśniach ludowych zaś dziewczyna stara się dogonić… swoją młodość (za: K. Moszyński, “Kultura ludowa Słowian, tII cz. 2.”, Kraków 1939, str 1372): 

“Zakładajcie siwe konie,
Zakładajcie gniade,
Oj, niechże ja was dogonię,
Latka moje młode.
I dognała młode latka,
Chociaż do mnie w goście.
Nie powrócim, nie powrócim,
Bo nie ma do czego,
Było tobie uszanować,
Wianeczka swojego.”

Niemal pewne jest, że gdyby słowiańska spuścizna miała ciągłość duchową, a my mielibyśmy pełną wiedzę o niej - prezentowane poglądy na “animizm” i “panpneumię” miałyby zupełnie inną postać, a samych tych pojęć nie byłoby wcale potrzeby używać. Mamy jednak co mamy i z tym staramy się jak najlepiej iść naprzód.


2024-04-05

Ku refleksji – rodzimowiercą się "jest" czy "bywa"?

Dzisiaj trochę bardziej filozoficznie. Tytułowe pytanie dzisiejszej wlepki jest parafrazą zdania wyczytanego dawno-dawno temu gdzieś w odmętach internetu. W tej chwili nie pomnę źródła ni tytułu (było to ładnych 10, albo i więcej lat temu!), ale myśl przewodnia była następująca: (ówcześni) rodzimowiercy swoją religijność realizują w zasadzie tylko na grupowych obrzędach. Nie twierdzimy, żeby miało tak być dzisiaj, ale ta stara myśl dała inspirację do powstania nowego posta.

Fot. Dawid Brzozowski

A więc chcemy zachęcić każde Was do zadania sobie pytania: „Jak na co dzień religia wpływa na moje życie?” Dłuższy już czas temu zaproponowaliśmy model [ samodzielnej modlitwy ] i wciąż uważamy ją za dobrą. Powiedzmy sobie jednak szczerze: pogadanie sobie do Ognia i do Przodków jest fajne i może nawet podnosić duchowo, ale samo w sobie nie wystarcza. Religia powinna przesiąkać życie i przejawiać się w każdym jego aspekcie. Szczególnie taka jak wiara rodzima, z życia wyrosła i na nim w znacznej mierze skupiona.

Na początek zastanów się, jak często odwołujesz się do Bogów: czy prosisz Ich o coś, albo upatrujesz Ich aktywności w świecie? Czy grzejące Słonejko budzi w Tobie myśli o Swarożycu, a zieleniący się świat o Jaryle? Czy ważne są dla Ciebie tradycje i obyczaje? Albo już tak typowo Jantarowo, skoro Jantar wszem i wobec krzewi animizm: czy masz świadomość, że wszystko (ale naprawdę: „wszystko”!) wokół Ciebie żyje? 

Fot. Dawid Brzozowski

Dzisiaj nie podamy Wam prostych odpowiedzi – bo i takich nie ma! Chcieliśmy jeno pobudzić do głębszego zastanowienia się nad wyznawaną religią. Nie bylibyśmy jednak sobą, nie zapowiedziawszy nowego materiału, którym mamy nadzieję choć trochę pomóc Wam we włączeniu religijności w codzienność :)