2023-12-25

Kalendarz obrzędowy na 2024 rok

Wpiszcie nas do swoich kalendarzyków i rezerwujcie urlopy :)


Jest też wersja ze stateczkami ze Święta Boga Morza:


2023-12-22

Szczodre Gody, 22.XII.2023, Wyspa Sobieszewska

Tu miała być relacja pełna zdjęć z ogniem w tle, ale pogoda nas pokonała... 


Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się (ale baliście się zapytać) jak wyglądają Szczodre Gody na plaży podczas orkanu, to wyobraźcie sobie nieślubne dziecko tunelu aerodynamicznego oraz piaskarki do usuwania starej farby i tynku z elewacji, z rodzicami chrzestnymi w postaci armatek wodnych ZOMO. 


Mimo strasznych warunków pogodowych w obrzędzie wzięło udział kilkanaście osób. Złożyliśmy ofiary Duchom miejsca, rozpaliliśmy ogień i uczciliśmy Bogów i Przodków ofiarami. Pośpiewaliśmy kolędy i wznieśliśmy toasty za sprawy dla nas ważne. 



Przeprowadziliśmy też wróżbę, czy wprowadzić święto Strzyboga i została ona rozpatrzona pomyślnie! Sam Strzybóg okazał zresztą dość mocno swoją obecność podczas obrzędu. Jego święto będziemy obchodzić w ostatni weekend listopada - w przyszłym roku wypadnie to w sobotę 30. listopada.

Po obrzędzie biesiada przeniosła się szybko do mieszkania naszych gromadzian, gdzie już oficjalnie przyjęliśmy do naszej gromady Paulinę :) 




Paulina awansowała z parafianki na gromadziankę :)


Siedzieliśmy potem do wieczora i zastanawialiśmy się, co ten chaos nam przyniesie. Cóż, animistyczny fundamentalizm to nie rurki z kremem...


2023-12-18

Ekologia - nie dla plastiku

W społeczności wiejskiej, złożonej w większości z niemal samowystarczalnych gospodarstw, normą jest raczej przygotowywanie darów obrzędowych w swoim domu: od ugotowania mięsa, przez upieczenie chleba, aż po uwarzenie piwa czy sycenie miodu. W społeczności miejskiej nieco trudniej - przynajmniej część - z takich przygotowań zrealizować, stąd dużą część darów ofiarnych i potraw biesiadnych stanowią rzeczy kupione w sklepie. Nie jest to nic złego: znak czasów i rzeczywistość świata opartego w dużej mierze na handlu monetarnym.

Problem pojawia się często w związku z opakowaniami. Szkodliwy wpływ tworzyw sztucznych jest sprawą szeroko omawianą nie od wczoraj. Nie pomagają naszej planecie ani ich ograniczona biodegradowalność, skończone możliwości wykorzystania w roli surowców wtórnych (po pewnej liczbie “recycling’ów” stają się bezużyteczne), ani (wszech)obecność mikroplastiku zatruwającego środowisko.

Upatrywanie jednej z podstaw wiary rodzimej w czci Przyrody nakazywałoby, w imię zachowania podstawowej konsekwencji, brania jej dobra pod uwagę podczas przygotowywania się do świąt. Jeżeli tylko mamy taką możliwość zrezygnujmy więc z produktów sprzedawanych w opakowaniach z tworzyw sztucznych. Nie chodzi oczywiście o manewr regularnie praktykowany przez - bardzo sympatyczną, lecz nie do końca rozumiejącą ideę - panią z piekarni: “Ojej, Pan zawsze chce papierową torbę, a dałam do foliówki - to ja przepakuję!”. Foliówka rzeczywiście nawet nie wygląda ładnie i psuje estetykę stołu obrzędowego (domowego czy rodzinnego też), ale istotą zagadnienia jest nie-napędzanie jej krążenia po świecie.


Ktoś może zapytać, czy takie “pieszczenie się” z ochroną środowiska nie jest jeno współczesną nadbudówką, którą rodzimowiercom miło jest dopisywać do swojej religii? Przecież słowiańska wieś, co podnoszą nieraz etnografowie, prowadziła na porządku dziennym gospodarkę wręcz rabunkową i obchodziła się z dziką Przyrodą w sposób, który niejednego “ekologa” doprowadziłby do ciężkiej frustracji?  I tak i nie. Podnoszone przez badaczy zarzuty są prawdziwe i nawet wieki narzuconego wraz z chrześcijaństwem “czynienia sobie Ziemi poddaną” nie usprawiedliwiają wobec dewastacji środowiska. Jednak prawda jest taka, że przedstawiciel typowej kultury wiejskiej miał - w porównaniu z dzisiejszym przemysłem - bardzo ograniczone możliwości niszczenia środowiska. Nie miał pił spalinowych, harvesterów czy kopalni odkrywkowych, o wielkotonażowych fabrykach przemysłu chemicznego nie wspominając. Na przestrzeni kilku pokoleń (a taki był właśnie z grubsza horyzont czasowy społeczności niepiśmiennych) poważniejsze skutki ekologiczne mogły pozostawać niezauważone.

Jednak dbałość o Przyrodę ma solidną podstawę w duchowości tradycyjnej. Jej celem jest bowiem przede wszystkim zachowanie ładu kosmicznego - “by Słonejko wschodziło, żeby trawa rosła”. Przede wszystkim w tym celu przeprowadza się doroczne ryty. Czyż dbałości o środowisko nie przyświeca w istocie dokładnie taka sama motywacja, tyle że wyartykułowana z innej pozycji?


2023-12-15

Szczodrogodowa obrzędowość Gromady Jantar

Krótkie zimowe dnie i długie noce to dobry czas, by docenić jak fajnie jest kiedy Słońce świeci trochę dłużej. Przesilenie, po którym jasności zaczyna w dobie przybywać, to jeden z najważniejszych punktów koła rocznego. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że dla nas najważniejszy, bo utożsamiany z początkiem nowego świata, z nowym rokiem.


Początek nowego nieuchronnie łączy się z końcem starego. Z tej przyczyny palimy obrzędowe ozdoby i drobne przedmioty związane z odchodzącym rokiem, a wśród nich wycinanki i (zeszłoroczne) podłaźniki. Bierzemy też na serio ludowe zalecenie spłacania długów przed końcem roku, dlatego podczas święta składamy Bogom ofiarę wyrównawczą. Nie zawsze jesteśmy świadomi doznanej od Nich pomocy, nie zawsze należycie ją docenimy. Ofiarą z miodu pragniemy choć symbolicznie zaznaczyć, że jesteśmy tego świadomi, i że jak umiemy – odpłacamy.

Wielu najbardziej jednak cieszy się z tego, że Słońcu zaczyna przybywać sił i będzie dłużej świecić na niebie. Śpiewamy dla Niego pieśni i palimy słomiane Słonejko, dla pokrzepienia Jego mocy. Słonecznego Boga zwiemy „Swarożycem”, czyli Synem Swarogowym. Jest to to samo imię, pod jakim czcimy Jego Brata – Boga Ognia.


Szczodre Gody w obrzędowości odpowiadają kosmogonii, kiedy kosmos dopiero co powstał. W czasach owego mitycznego początku ład świata nie był jeszcze ustalony, stąd dużo łatwiejsze było porozumienie między sferami obecnie rozdzielonymi: światami żywych, duchów Przodków, zwierząt... W naszej obrzędowości (jednym z wielu) wyrazem takiej łączności jest Drzewo Świata, reprezentowane przez podłaźniki. To Drzewo stanowi spajający naszą rzeczywistość pomost, przygotowany dla odwiedzających świat Bogów.

Przy naszym stole świątecznym znajdzie się też puste nakrycie dla wędrowca. Trzeba je dobrze przygotować, bo to nie byle jaki gość, ale cień Przodka! Zimowa obrzędowość adresowana jest w znacznej mierze właśnie do nich. Obowiązujące w dniu święta zakazy szycia i tkania tłumaczone są tym, by nie przywabiać lubujących się w takiej działalności demonów, mogących zakłócić obcowanie ze sprzyjającymi duchami zmarłych. Prócz tego potrawy, którymi nasi Przodkowie raczyli się w te święta, opierają się typowo na maku, grzybach czy orzechach, co jest wyraźną aluzją do kultu zmarłych.

Zaczyna się nowy rok i nowy świat, co daje najdogodniejszą możliwość zdobycia wiedzy o nadchodzącym losie. Ludowa tradycja podaje liczne przykłady wróżb z tego okresu, my zaś idziemy o krok dalej. W czasie Szczodrych Godów dokonujemy najważniejszej dla nas wróżby, sankcjonującej zmiany w rytach i kulcie. Nasze obrzędy przyczyniają się do tworzenia i podtrzymywania ładu świata, więc zasięgamy boskiej rady co do ich kształtu i treści.


2023-12-08

Kilka słów o jęgbirze

Dziś w Kąciku Zielarskim omówimy imbir, a dokładnie imbir lekarski (łac. Zingiber officinale). W języku staropolskim był on znany jako imbier, jęgbir lub ingbier - nazwy te zostały przerobione z języka niemieckiego. Prosty lud zwykł nazywać imbirem czerwonym korzeń gałganowy (galanga – przyprawa o imbirowo-pieprzowym smaku, stosowana w kuchni tajskiej i indonezyjskiej, złożona z kilku gatunków roślin z rodziny imbirowatych) . Imbir należy do roślin przyprawowych, jego łodygi osiągają od 80-100 cm, liście są duże i lancetowate, lecz to kłącze jest najważniejszym elementem imbiru. Najpewniej pochodzi on z Melanezji, choć obecnie nie występuje już w stanie dzikim. Pierwsze wzmianki o imbirze pochodzą od uczniów Konfucjusza, który miał jeść imbir do każdego posiłku, a z zapisków mnicha Faxian wiemy, że Chińczycy hodowali imbir w doniczkach na statkach, aby marynarze mogli go spożywać i uniknąć szkorbutu. Arabscy kupcy i podróżnicy sprowadzili imbir do starożytnej Europy na przełomie I-II wieku n.e, gdzie był składnikiem leków – lecz tylko bogata elita starożytnego Rzymu i Grecji mogła kupić imbir. Do większej populacji Europy imbir trawił w okresie średniowiecza. W Polsce był on cenna przyprawą oraz składnikiem leków. 

Źródło: Wikipedia

Kłącze imbiru wykorzystujemy głównie w sztuce kulinarnej jak i medycynie. Zawiera ono w sobie makro- i mikroelementy takie jak: sód, fosfor, wapń, cynk, mangan, żelazo i miedź. Świeży imbir jest źródłem witamin B1,B2 i kwasu foliowego, ponadto zawiera witaminy A, C, E i K. Imbir zawiera około 2,5-3,0% olejku eterycznych – to właśnie one odpowiadają za ostry smak i zapach (głównie zingiberol i gingerol). Wykazuje on działanie przeciwzapalne, przeciwbakteryjne, przeciwwirusowe i wykrztuśne.

Imbir jest znany głównie z jego działania przeciwwymiotnego, jest stosowany jako środek pomocniczy w chorobie lokomocyjnej, w aptekach są dostępne preparaty już od 3 roku życia. Dzięki tym właściwościom przynosi ulgę kobietom w ciąży w czasie poronnym mdłości i wymiotów. W tym celu stosuje się głównie sproszkowane preparaty z kłącza imbiru lub wyciąg z kłącza imbiru. Należy jednak stosować go w umiarze, gdyż może podrażnić żołądek i wywołać zgagę. 

Dzięki właściwościom rozgrzewającym i przeciwwirusowym (to potencjalne właściwości olejków eterycznych mogą wykazywać takie działanie) imbir jest wykorzystywany jako środek pomocniczy w leczeniu objawów przeziębienia i stanowi on składnik różnych ziołowych syropów i naparów, które stosujemy w czasie przeziębienia - np. herbaty z imbirem łagodzą kaszel i ułatwiają wydzielanie śluzu. Ostatnie badania potwierdzają, że spożywanie imbiru zmniejsza stężenie cholesterolu w krwi. 

Inne właściwości imbiru:

  • korzystnie wpływa na proces trawienia,
  • jest stosowany w terapii leczenia migreny,
  • wspomaga leczenie bólu mięśni i stawów,
  • może przeciwdziałać zakrzepicy żył. 

W lecznictwie tradycyjnym imbir stosowano głównie w chorobach żołądkowych. Przeciw biegunce prosty lud łączył imbir z cukrem lub z wódką. Szlachta polska na Wołyniu jadła grzanki posypane imbirem w celu... zwalczania czkawki :) Z zapisów zielników polskich z XVIII wieku wiemy, że imbir był stosowany jako przyprawa do potraw w kuchni staropolskiej. W jednym z rękopisów z XVII wieku zaleca się, aby przed wpuszczeniem karpia do stawu nacierać jego brzuch chlebem z solą i imbirem!


Imbiru nie należy stosować, gdy leczmy się lekami przeciwzakrzepowymi ani na choroby wrzodowe. Natomiast zażywanie imbiru w czasie ciąży powinno być skonsultowane z lekarzem. 

Mamy dla Was przepis na syrop z imbiru:

  • kłącze imbiru (20 g),
  • 3-5 łyżek miodu - najlepiej miód lipowy ze względu na działania: przeciwbakteryjne, wykrztuśne, przeciwgorączkowe, przeciwzapalnie, napotne
  • 1-2 cytryny 
  • słoik z zakrętką

Zaczynamy od umycia i sparzenia cytryn. Imbir obieramy z skórki i trzemy na tarce o drobnych oczkach. Cytryny wycieramy i kroimy na plastry, potem na ćwiartki i usuwany z nich pestki. Do wyparzonego suchego słoika dodajemy część pokrojonych cytryn, łyżeczkę startego imbiru i 1-2 łyżeczki miodu i tak powtarzamy te czynność, aż wypełnimy słoik. Mieszamy zawartość, zamykamy i odstawiamy na 24 godziny, a potem możemy już pić po 1 łyżeczce dzienne, zaś w czasie choroby do 3 łyżeczek. 


Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparat z imbiru, powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :)

autor: Guślarz Nikrug

Bibliografia:

2023-12-06

Kult Przodków we współczesnej wierze rodzimej

Dzisiejszym wpisem zakończymy już miesiąc Przodków, który w czasie swojego trwania przerodził się w co najmniej półtora miesiąca. Mieliśmy wczoraj ogromną przyjemność gościć na Wydziale Nauk Społecznych UG z wykładem dotyczących jednej z kluczowych spraw w wierze rodzimej: czci oddawanej Przodkom. Od razu odpowiemy na pytanie osób, które chciały uczestniczyć, a nie mogły - oczywiście, że mamy nagranie :)


Jako, że Jantar jest specyficzną grupą z silny zacięciem animistycznym, trzeba było zacząć od kontekstu. Prelegent przedstawił naszą Gromadę, opowiedział kilka słów o jej historii i działalności na polach wszelakich oraz o "Drodze do Bogów" - charakterystycznym dla naszej grupy i u nas wyrosłym systemie myśli religijnej. Potem przeszliśmy do tematu właściwego, do oddawania czci Przodkom.

Na początku została omówiona modlitwa do nich. Tekst modlitwy możecie znaleźć również na naszej stronie:

Święci Przodkowie, Święci Dziadowie,

Ja jestem Wasz potomek / córa Wasza,

Ja jestem krew z krwi, kość z kości Waszej,

Ja jestem Wasze nasienie, na Waszej glebie wyrosłe,

Wy zaś jak Ptaszkowie, co za rzeczką drzewem siedzą,

Sokoliki jasne, gołębiczki słodkie,

Jak zielone dęby, kaliny czerwone,

Was wspominam, cześć oddaję,

Dobremście darzyli, złotą rzęsą mię prószyli,

Gdzie jesteście, niech grzeje skra czerwona,

Dobremście darzyli, złote słówka mi mówili,

Gdzie jesteście, niech Was poi woda rześka,

Dobremście darzyli, serce mi włożyli,

Gdzie jesteście, niech Was żywi miód złocisty!

Modlitwa ta jest ułożona współcześnie, złożona jest natomiast z elementów tradycyjnych, zakorzenionych w rodzimej tradycji. Krew i kości są najbardziej archaicznymi symbolami życia, motywem zaczerpniętym jeszcze z czasów plemion łowiecko-zbierackich. Natomiast motyw nasienia i gleby nawiązuje już do czasów rolnictwa. Drugą sprawą jest nazywanie Przodków ptakami, które są za wodą. Bardzo stara tradycja - dużo szersza nawet niż słowiańska - przedstawia ludzką duszę w postaci ptaka. Położenie za wodą jest natomiast typowym w naszej mitologii miejscem krainy zmarłych. W ostatniej części tej modlitwy wyrażamy wdzięczność za doznane od Przodków dobro: ich wysiłek włożony w wychowanie kolejnych pokoleń, mądre rady, za samo życie. Odpowiadają temu stosowne życzenia skierowane w ich stronę, zważmy jednak jak są skonstruowane: "Gdzie jesteście...". Bierze się to z przekonania, że zmarli mają konkretną, sobie właściwą siedzibę. Opuszczają ją w określonych porach roku, by odwiedzić świat żywych, jednak ostatnie czego chcemy to "wyciągać" ich swoją modlitwą w porze przypadkowej.

fot. dr Krzysztof Ulanowski

Kolejną część stanowiło przedstawienie miejsca oddawanej Przodkom czci w świętach koła rocznego: od takiej regularnej uskutecznianej u nas na każdym święcie, po te specyficzne dla konkretnych punktów koła rocznego. W naszym kole rocznym mamy obecnie 13 obrzędów i na każdy z nich zapraszamy Przodków. Współcześnie stajemy jednak przed sprawą, o której sami Przodkowie - sprzed powiedzmy dziesięciu wieków - nie za bardzo musieli jeszcze myśleć. W drzewie genealogicznym każdego z nas będą ludzie różnych wyznań. Prawdopodobnie większość z nich z ciepłem w sercu przyjmie, że praprawnuczka o nich myśli. Należy jednak pamiętać, że jeżeli byli (a w większości przypadków tak zapewne będzie) innego wyznania, to kwestią indywidualną będzie, czy ucieszy ich pogański w swej formie i treści obrzęd. Dlatego podejmujemy środki ostrożności - podczas obrzędu zapraszamy tych Przodków, którym miła jest taka gościna: "Święci Dziadowie! Przybywajcie, prostą jasną drogą - bez żadnego złego towarzystwa, a jedynie w samym dobrym! Ci z Was, którzy sobie takiej gościny nie życzą - to w swoich stronach w pokoju ostańcie! Przyjmijcie ofiarę, Święci Dziadowie!".

Podczas Szczodrych Godów, gdy świat odradza się na nowo, a granice między naszym światem a zaświatami stają się cieńsze, zostawiamy przy naszych stołach wolne miejsce dla wędrowca. Z kolei podczas Jarych Godów dusze naszych Przodków powracają z zaświatów w postaci ptaków. Podczas obrzędu składamy w ofierze jajka, zaś reliktem tych ofiar z jajek jest zwyczaj noszenia jaj na groby zmarłych w Niedzielę Wielkanocną przez prawosławnych. Jajka toczone są po grobach, aby zmarli mogli się nasycić ich energią. Apogeum czczenia Przodków przypada oczywiście na Dziady. Przestrzegamy wtedy szeregu tabu: nie hałasujemy, nie rzucamy ostrymi przedmiotami, siadamy powoli i ostrożnie, aby nie przygnieść czyjejś duszy. W tym czasie przestrzegamy również postu, aby symbolicznie wejść w obrzędową rolę zmarłych - tylko żywi mogą jeść to, co chcą. Na czas obrzędu przywdziewamy też maski. 

fot. dr Krzysztof Ulanowski

W końcowej części wykładu przybliżyliśmy postacie dwóch Bóstw związanych u nas bliżej ze zmarłymi: ich Opiekuna, Dziadunia Welesa oraz Dziewanny - uznawanej przez nas za Przewodniczkę dusz błądzących. Poruszyliśmy też temat pogrzebu w obrządku rodzimowierczym, któremu poświęciliśmy niedawno cały wpis.

Wykład zamknęła garść uwag związanych z "turystyką sakralną", a konkretnie z odwiedzaniem dawnych cmentarzysk i kurhanów, o czym mieliście już okazję poczytać w tym wpisie

Dajcie znać, czy podobają Wam się takie wykłady i czy chcielibyście częściej w nich uczestniczyć :)

2023-12-02

Turystyka sakralno-historyczna, albo odwiedzanie dawnych cmentarzysk

Większość rodzimków lubi turystykę terenową i mając taką możliwość chętnie wybierze trasę z jakimś ciekawym obiektem po drodze: pomnikiem Przyrody, stogiem siana, urokliwym widoczkiem czy też starożytnym kurhanem. Dzisiaj skupimy się na tych ostatnich.

Na cmentarzyskach, przypisywanych dawnym Słowianom (lub przynajmniej znajdowanych na terenie dzisiejszej Polski) zdarzają się różne obrządki pogrzebowe: zarówno szkieletowe, jak i ciałopalne. Formą dość dobrze zachowującą się w krajobrazie jest kurhan: kopiec usypywany nad nieboszczykiem. Według przynajmniej części naukowców taki kurhan mógł pełnić rolę Świętej Góry, wyznaczającej (tubylczy) środek świata. Zatem kurhan na mapie znaleziony, kanapki zapakowane, licznik kroków w zegarku odpalony i w drogę!

No.... nie do końca. Wstrzymaj konie. Niezależnie od naszych dobrych chęci i zajarania („Odwiedzę święte miejsce, gdzie Przodkowie robili obrzędy!”) trzeba sobie uświadomić kilka rzeczy. Raz, że Słowianie tłukli się między sobą na porządku dziennym. Nie ma większego powodu domniemać, że polska narodowość będzie dla mieszkańca takiego kurhanu większą przesłanką do ujrzenia w nas „swojaka”. Zwłaszcza, że – to druga ważna rzecz – wiele tego typu miejsc zostało wcześniej nawiedzonych przez turystów czy archeologów. Ci pierwsi są bardzo zróżnicowani i wśród tych porządnych, którzy nie hałasują i nie śmiecą, znajdą się i tacy, którzy zdają się robić wszystko żeby zdenerwować miejscowe duchy. Grupa druga natomiast z racji specyfiki swojego zawodu nie bardzo ma się jak zmarłym kojarzyć inaczej, niż rewizja i eksmisja w jednym. Zaznaczmy w tym miejscu, że działalność archeologów przynosi ważny plon naukowy i nie ma powodów sądzić, że nie podchodzą do swej działalności z szacunkiem, ale efekt jest zazwyczaj bardzo podobny: nieboszczyk, dotąd mieszkaniec dobrze wyposażonego i przytulnego grobowca ląduje (w najlepszym razie) w gablotce w muzeum.

Czy to znaczy, że z wędrówek po cmentarzyskach mamy całkowicie zrezygnować i trzymać się od nich z daleka? Niekoniecznie, jednak należy się do takiej wycieczki przygotować. Przede wszystkim apotropaion, czyli z grecka – amulet chroniący przed złem. Z przekazów etnograficznych wiemy na przykład, że odwiedzająca groby (swoich bliskich zmarłych!) Bośniaczka zatykała głóg w zawój: roślinę ciernistą o czerwonych owocach. Zarówno ciernie (ostre, kłujące), jak i czerwony kolor są dobrze znanymi ludowej magii środkami ochronnymi. Jest to tylko prosty przykład, bo podobną rolę mogą pełnić inne ostre przedmioty, czy noszone np. w woreczku zioła. Najbardziej uniwersalnym roślinnym „orężem” tradycyjnych czarów zabezpieczających jest czosnek.

Cmentarzysko Uniradze. Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Ponadto: pamiętajmy, że odwiedzając tego typu miejsce idziemy w gości. A dobrze wychowany gość nie przychodzi z pustymi rękami. Zda się kapka miodu lub coś z jadła i napitku będzie dobrym gościńcem w takiej wizycie. I to nie tylko dla ducha zmarłego, ale też dla duchów okolicznej Przyrody, zwłaszcza jeśli odwiedzamy kurhan czy cmentarzysko porosłe lasem. Ta ostatnia uwaga ma zresztą zastosowanie niezależnie od obecności miejsca grzebalnego czy nie – jest las są i leśne duchy. Łąki, bagna i góry zresztą również mają swoich „mniej oczywistych” obywateli.

Na koniec wypada stwierdzić wprost, że niezależnie od podjętych środków ostrożności, nie ma gwarancji że „coś” się jednak do nas nie przyczepi. Dlatego po takich odwiedzinach (a tak naprawdę w ogóle raz na jakiś czas) dobrze jest poddać się zabiegom oczyszczającym. Na ten temat możemy polecić podcast dostępny na naszym kanale youtubowym: Wprowadzenie do religii Gromady Jantar - czystość obrzędowa:




2023-11-28

Jak zrobić Ziarnuszkę?

Ziarnuszka to taka słowiańska lalka obrzędowa dbająca o domowników i będąca w zastosowaniu głównie na wschodzie Polski, a już częściej za naszą wschodnią granicą. Coraz częściej spotykamy się jednak z opisami takiej lalki na polskich blogach i portalach rękodzielniczych. Jej ciało to woreczek z naturalnego materiału wypełniony odpowiednim ziarnem. Do tego lalka owijana jest innymi naturalnymi materiałami, będącymi jej sukienką, fartuszkiem, chustą. Ziarnuszkę należy usadowić na honorowym miejscu, blisko paleniska, a najlepiej naprzeciwko drzwi wejściowych, tak aby mogła pilnować domu. Żeby lalka spełniała potrzeby domowników, należy ją przekupić guzikiem albo koralikiem no i oczywiście trzeba ją traktować z szacunkiem. Ziarnuszka powinna mieć obfite kształty, jak przystało na dobrą gospodynię domową i opiekunkę ogniska domowego.

Źródło: Pinterest

To, w jakiej intencji będzie nam pomagać Ziarnuszka, zależy od jej wypełnienia:

  • gryka – ochrania i zwiększa posiadane bogactwa - większość Ziarnuszek zza wschodniej granicy jest wypełniona właśnie gryką,
  • groch – zmienia obecny stan na lepszy,
  • jęczmień – zapewnia sytość i niezawodność,
  • proso – jest dobre na płodność,
  • ryż – symbolizuje delikatność,
  • owies – zapewnia siłę rodzinie.

W środku Ziarnuszki można też umieścić monety i zioła, aby zwiększyć moc jej działania. Tradycyjnie Ziarnuszka była wypełniana ziarnem zebranym podczas żniw danego roku. W kolejnym roku pierwsza garść ziaren sianych wiosną pochodziła właśnie z Ziarnuszki, przy czym pozostałości Ziarnuszki według różnych źródeł albo zakopywano, albo palono, albo napełniano kilka miesięcy później świeżo zebranym ziarnem. 

Bardzo ważne jest, aby Ziarnuszka nie miała rysów twarzy! Gdyby je miała, to zyskałaby osobowość i wtedy zaczęłaby się zajmować swoimi sprawami, a nie sprawami domowników. Jeżeli już zaczniemy robić Ziarnuszkę, to nie można przerwać pracy nad nią i najlepiej jest wyrobić się w jeden dzień. Wszystkie użyte tkaniny mają być naturalne, ale nie muszą być nowe. Podobno Ziarnuszka sama podpowiada, w co chce być ubrana i jak ma wyglądać. Podczas pracy nad Ziarnuszką trzeba mieć dobre myśli i na szczęście można używać nożyczek i igły (przy innych motankach nie można - praca domowa: wygooglajcie przy których!). Pamiętajcie: każda Ziarnuszka jest motanką, ale nie każda motanka jest Ziarnuszką. 

Do tej pory zrobiliśmy trzy Ziarnuszki: 

A w dzisiejszym wpisie zrobimy niebieską Ziarnuszkę wypełnioną grochem. Mam nadzieję, że będzie wzmagać wenę twórczą - właśnie po to ma koszyczek z kłębkami i szpilkami udającymi druty. Jej zrobienie zajęło łącznie pięć godzin, z czego dwie i pół godziny pochłonęło samo wyszycie fartuszka.


Ciężko było zrobić zdjęcie wszystkich użytych materiałów, bo część było docinane w trakcie i nie było z góry wiadomo, jakie będą ich wymiary. Również część ozdób okazała się zbędna.


Potrzebne nam będą:

  • prostokąt płótna o wymiarach 30x20 cm – na ciałko Ziarnuszki,
  • prostokąt na sukienkę,
  • włóczka/kordonek/sznurek na warkocz,
  • nici w różnych kolorach do przymocowania elementów odzieży i włosów,
  • tasiemki/lamówki/wstążki – na chusty pod chustę główną,
  • dwa prostokąty w kolorze sukienki – wymiary 10x10 cm – na rękawy, 
  • dwa kawałki cienkiej lamówki o długości 5 cm – na rączki,
  • kilka prostokątów na fartuszki: płócienny, szydełkowa koronka, wyszywana kanwa, itd.
  • trójkąt rozwartokątny na chustę,
  • ozdoby: koraliki, guziki, zawieszki, pasek, miniaturowa torebeczka/koszyk, itd.
  • igła, nożyczki,
  • żelazko,
  • ziarno (użyłam 500 g grochu), wyparzone i wysuszone monety.

Wszystkie użyte materiały powinny być naturalne! Czyli odpadają jakieś polary i gumowate plastikowe materiały, a także plastikowe koraliki. 

Najpierw trzeba wyciąć z płótna prostokąt o wymiarach 20x30 cm. Następnie zszyjemy dwa przeciwległe boki prostokąta i zawiązać jeden koniec. Smukłość Ziarnuszki będzie zależała od tego, które boki zeszyjecie. Jeżeli zeszyjecie w ten sposób:

to Ziarnuszka będzie wysoka i będziecie mogli na niej wyeksponować więcej ozdób, ale może się przewracać bez podparcia. A jeżeli wybierzecie ten sposób:


to będzie przysadzista, a więc bardziej zgodna ze sztuką robienia Ziarnuszek; nie będzie się przewracała, ale za to zmieści mniej ozdób. Dzisiaj zrobimy smukłą Ziarnuszkę :)

Po zszyciu boku (przyznajemy się - odbyło się to na maszynie, a nie ręcznie) i zawiązaniu jednego końca:


wywijamy woreczek na lewą stronę i wypełniamy go ziarnami, można też wrzucić na szczęście monety uprzednio wyparzone we wrzątku i dokładnie osuszone 

Dobrze jest wsypywać groch łyżeczką albo przez szeroki lejek. Przesypanie ziarna bezpośrednio z opakowania fabrycznego do woreczka zawsze zakończy się katastrofą ;) W przypadku smukłej Ziarnuszki można ją na czas wsypywania ziarna wstawić do szerokiego kubka, żeby się nie przewracała.  Po dokładnym wypełnieniu woreczka zaszywamy drugi koniec. Po tym etapie nasz woreczek miał 20 cm wzrostu i 21 cm obwodu.

Czas na zrobienie sukienki. Potem na jej wierzch dojdą jeszcze fartuszki i jeżeli przesadzimy z fartuszkami, to tej sukienki może nie być widać! Sukienkę zamocujemy mniej więcej ciut wyżej niż w połowie wysokości Ziarnuszki. Odmierzcie takie „większe pół” wzrostu Ziarnuszki (dodajcie do tego jeszcze 1 cm na zakładkę), zmierzcie też ją w pasie (dodajcie ze 2 cm na falbanki) i wytnijcie prostokąt o odpowiednich wymiarach. U nas prostokąt ten ma wymiary 13 x 24 cm. Zaprasujcie jednocentymetrową zakładkę, przeszyjcie ręcznie nicią na zgięciu używając ściegu "- - - - -":


i zaciśnijcie mocno dookoła Ziarnuszki. Kolor nici jest tu obojętny – potem dojdą jeszcze fartuszki, pasek i chusta, więc tej nici nie będzie widać. Możecie zeszyć sukienkę z tyłu, jeżeli za mocno się rozłazi. Dobrze byłoby, żeby woreczek nie wystawał zbytnio spod sukienki! 


Teraz zrobimy włosy i warkocz. Weźcie włóczkę, albo kordonek, albo jakiś ładny sznurek jutowy i przytnijcie 6*3 = 18 pasm po 70 cm. Liczba pasm jest w zasadzie dowolna, ale powinna być podzielna przez 3, bo będziemy wiązać warkocz. Będzie on opadał z boku, przymocowaliśmy więc pasma w nierówny sposób: z jednej strony powiewało 1/3 długości pasma, a z drugiej strony 2/3 pasma. Jeżeli chcecie dwa symetryczne warkocze po bokach, to oczywiście zamocujcie pasma w równych proporcjach. Ziarnuszkowe włosy należy przyszyć bardzo nisko na czole, żeby potem było je widać spod chusty.


Po przyszyciu włosów dłuższe kawałki pasm owijamy dookoła głowy tak, aby się spotkały z krótszymi pasmami. Możemy już zapleść warkocz, a nadmiar włosia obciąć. Warkocz i włosy są opcjonalne, większość Ziarnuszek oglądanych w internecie ich nie ma (a szkoda!).


Teraz przygotujemy ze dwie lub trzy kolorowe tasiemki, wstążki, szerokie lamówki, itd…, które będą udawać chusty wystające spod głównej chusty. Zmierzcie Ziarnuszkę od jednej "łopatki" do drugiej, prowadząc miarę nad włosami i przytnijcie wstążki na właśnie taką długość. Wstążki trzeba będzie teraz zamocować nicią w tym samym miejscu, w którym mocowaliście sukienkę:


Niektórzy mocują te wstążki szpilką do ciała Ziarnuszki, ale może lepiej jej nakłuwać, poproście więc Małżonka/ę, żeby te wstążki przytrzymał(a) na czas owijania Ziarnuszki nicią. Ogólnie ciężko jest omotać Ziarnuszkę ubiorem i ozdobami bez pomocnika przytrzymującego to i owo!


Zrobimy rękawy – wycinamy dwa prostokąty o wymiarach 10x10 cm z tego samego materiału, z którego zrobiliśmy sukienkę. Do tego potrzebujemy jeszcze dwa kawałki cienkiej lamówki w kremowym kolorze – będą to ręce Ziarnuszki. Lamówkę składamy na pół i umieszczamy zgięciem do środka prostokąta. Zwijamy ciasno rękawy z rączkami i owijamy nicią, a następnie wywracamy na drugą stronę. Na końcu przymocowujemy ręce do ciała owijając ciasno nicią:


Czas na fartuszki :) Co najmniej dwa, ale im więcej, tym lepiej! Fartuszki mają mieć takie wymiary, żeby od dołu i z boków wystawało trochę sukienki. Kolejny zakładany fartuszek ma być trochę mniejszy od poprzedniego. Fartuszki zaprasowujemy podobnie jak wcześniej sukienkę i mocujemy w pasie nicią. Przy okazji większych świąt możemy doszywać do fartuszka kolejne ozdoby: guziki, koraliki, itd.


A teraz przekupimy Ziarnuszkę akcesoriami. Przygotowaliśmy:

  • kilka sznurków koralików – drewnianych i z muszelek, 
  • koszyk na włóczkę z małymi kłębuszkami i szpilkami zamiast drutów,
  • kabłączki skroniowe (muszelki) - ostatecznie ich nie zamocowaliśmy, bo Ziarnuszka miała już dość ozdób,
  • koraliki do zamocowania na końcach paska,
  • zawieszki – grzebyk (do czesania wełny!) i sowę (dla dodania mądrości),
  • bransoletkę na rękę (kiedyś był to pierścionek na palec u stopy),
  • pasek zrobiony szydełkiem z kordonka.


Tak przekupiona Ziarnuszka z pewnością będzie spełniać potrzeby domowników ;) (nie mylimy potrzeb z zachciankami! to przeważnie nie jest to samo!)


Na koniec należy Ziarnuszce zamocować chustę. Zmierzcie Ziarnuszkę w ten sposób:


i wytnijcie trójkąt równoramienny rozwartokątny o podstawie równej długości pomiaru - u nas było to 52 cm, ale ledwo wystarczyło to na styk. Wysokość trójkąta możecie ustalić na 20 cm - im więcej cm, tym bardziej chusta będzie zakrywać sukienkę z tyłu. Chustę owijamy tak, aby wystawały spod niej włosy i wstążki udające pomniejsze chusty, wiążemy ją z tyłu na supełek. Chusta powinna się układać na kształt rogów krowy, bo to kojarzy się z urodzajem, ale ta chusta nie chciała się dostosować do zaleceń!


I to by było na tyle... Mamy nadzieję, że zainspirujemy Was do wykonania swoich Ziarnuszek :)

Wpis ten był oryginalnie opublikowany na [ tym blogu ], którego autorka należy do naszej Gromady, więc nie jest to kradzież własności intelektualnej :) 

2023-11-09

Czy da się być pochowanym w obrządku rodzimowierczym?

Nie jesteśmy jedną z tych (o dziwo - nadal popularnych 🧐) religii, które straszą swoich wiernych okropnymi perypetiami po śmierci, ale byłoby dobrze, gdybyście mieli świadomość jak taki słowiański pogrzeb może wyglądać i co mówią na ten temat przepisy prawne.

Przypomnijmy najpierw, jakie były zwyczaje pogrzebowe naszych słowiańskich Praprzodków. Gdy życie w fizycznym świecie dobiegało końca, zmarłego członka społeczności należało pożegnać i pomóc "przejść dalej". Joanna i Ryszard Tomiccy w „Drzewie życia” (Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1975) podają, że przez trzy dni po śmierci zwłoki pozostawały w rodzinnym domu, a rodzina czuwała przy nich. Owe trzy doby to czas dla nieboszczyka na obudzenie się z „letargu” czy „zachwytu”, a zwie się je "pustymi nocami" – podobnie jak czas nowiu, kiedy Miesiąca nie widać na niebie. W X/XI w. Ibn Rustah pisał o Słowianach: „Kiedy kto z nich umrze, palą go w ogniu, zaś ich kobiety, gdy kto im umrze, krają sobie nożem ręce i twarze. Gdy zmarły zostanie spalony, udają się do niego nazajutrz, biorą popiół z owego miejsca, dają go do popielnicy i stawiają ją na pagórku.” Nad pochówkami kurhanowymi jeszcze w XIX wieku Słowianie mieli wznosić budki. O budkach dla zmarłych wspomina również Kosmas. Może stanowiły miejsce przystanku dla przybywających do ziemskiego świata dusz zmarłych (wszak i dziś stawiamy powszechnie budki dla ptaków, pod postacią których nasi Przodkowie widzieli duszę ludzką!). Może właśnie tego typu budka była słowiańskim odpowiednikiem dzisiejszego nagrobka? W opisanym wyżej obrządku pogrzebowym Szyjewski upatruje dualizmu solarno (ciałopalenie) chtonicznego (składanie urny w kopcu). Jeżeli te przypuszczenia są słuszne, to może taki obrządek pogrzebowy stanowi odbicie wierzeń o zróżnicowanej istocie duszy?


Nieco inaczej zwyczaje pogrzebowe Słowian opisał Nestor: „I jeśli kto umierał, to czynili nad nim tryznę, a potem czynili stos wielki i wkładali na ten stos umarłego i spalali, a potem zebrawszy kości, wkładali je w małe naczynie i stawiali na słupie przy drogach, jak czynią Wiatycze i dziś.” Owo umieszczanie przez zachodniosłowiańskich Wiatyczów i Radymiczów urn na słupach może jest nawiązaniem do starszego zwyczaju – umieszczania zwłok w gałęziach drzew. Jeżeli tak to mielibyśmy do czynienia z odmiennym obrządkiem, w którym występowałby dualizm solarno (czy może raczej: ogniowo) uraniczny.

Zarzucenie przez Słowian obrządku ciałopalnego dało pole dla rozwoju zagrożenia ze strony upiorów. Stąd rozwinął się również prawdziwy arsenał środków unieszkodliwienia ich. Większość z nich skupia się na okaleczaniu zwłok, by uniemożliwić żywemu trupowi wędrowanie wśród żywych. Kołkami (na południu głównie głogowe, na północy raczej osikowe, powszechnie zaś klonowe czy lipowe) przebijano ciało – zwłaszcza serce, ale również... pośladki. Często również domniemanemu upiorowi wiązano ręce, kaleczono pięty czy przecinano ścięgna. Zdarzało się także wbijanie kolca w pępek, czy życzenie, aby zawsze miał ciernie na swych drogach.

Mniej drastyczne środki związane są nie z samymi zwłokami, ale z pochówkiem, a więc rzucanie do trumny maku, czy przysypywanie grobu głazami. Jeżeli Kaszubi podejrzewają zmarłego o wstawanie z mogiły to dają mu kawałek sieci, aby musiał je rozsupłać przed wyjściem. Pogrzeb zaś urządzano na rozstajnych drogach lub na bagnie. Metod ochrony przed groźnymi duchami są jednak dużo liczniejsze i wymienianie ich wszystkich w tym miejscu mija się z celem. Dość jednak o upiorach; wróćmy do tematu obrządków pogrzebowych i towarzyszących im zwyczajów.

Według prastarego wierzenia przez czterdzieści dni po śmierci dusza krąży jeszcze w tym świecie. Po tym czasie urządzano stypę, choć ta bywała organizowana również rok po śmierci. Warto wspomnieć, że po owych czterdziestu dniach Wielkorus karmił dzikie ptactwo ziarnem. Razem z Serbem zaś rzeźbił na nagrobnych krzyżach wizerunki ptaków. Oba zwyczaje zdają się nawiązywać do ptasiej postaci duszy w wierzeniach Słowian. 


Jak to wygląda współcześnie? Otóż możliwe jest przeprowadzenie ceremonii pogrzebowej przez gromadę rodzimowierców i jeden taki pogrzeb już spełnialiśmy. 

Domy pogrzebowe i zarządy cmentarzy wykazują na ogół sporą elastyczność pod kątem uczestnictwa duchownych rozmaitych wyznań, w tym żerców. Oczywiście, rozpalenie na terenie cmentarza (czy gdziekolwiek indziej) prawdziwego stosu pogrzebowego raczej nie wchodzi w grę, a pozostaje – zalecana tak naprawdę w naszej religii – kremacja. Żadnego natomiast problemu nie powinno stanowić przeprowadzenie modlitw przez żercę, zaśpiewanie przez Was tradycyjnych pieśni i złożenie darów grobowych (o tych – patrz niżej). 

Każdy taki obrzęd powinien być tak naprawdę indywidualnie zaplanowany i uwzględniać wszystkich uczestników. Ten z naszych wspomnień był spory – około 50 osób – gdzie oprócz dwójki dorosłych dzieci Zmarłej jedynymi (żywymi) uczestnikami-rodzimowiercami była kilkuosobowa delegacja naszej grupy. Jednak nawet ta okoliczność nie była wyraźną przeszkodą i wszyscy zaśpiewali przygotowaną przez nas pieśń pogrzebową oraz wysłuchali modlitwy do Opiekuna Zmarłych, do Welesa. 

A więc – „da się”. Jak wobec tego zadbać, żeby Was z tego świata pożegnano w rodzimym obrządku? To zależy niestety tylko i wyłącznie od tego, jak Wasza rodzina zapatruje się na naszą religię. Przepisy prawne (Dz.U.2023.887) mówią, że:

1.  Prawo pochowania zwłok ludzkich ma najbliższa pozostała rodzina osoby zmarłej, a mianowicie:

1) pozostały małżonek(ka);
2) krewni zstępni;
3) krewni wstępni;
4) krewni boczni do 4 stopnia pokrewieństwa;
5) powinowaci w linii prostej do 1 stopnia.

Prawo pochowania zwłok osób wojskowych zmarłych w czynnej służbie wojskowej przysługuje właściwym organom wojskowym w myśl przepisów wojskowych. Prawo pochowania zwłok osób zasłużonych wobec Państwa i społeczeństwa przysługuje organom państwowym, instytucjom i organizacjom społecznym. Prawo pochowania zwłok przysługuje również osobom, które do tego dobrowolnie się zobowiążą.

Wynika z tego, że jeżeli Wasz partner życiowy jest rodzimowiercą, ale żyjecie z nim na kocią łapę, to pierwszeństwo zorganizowania pogrzebu będzie miała rodzina biologiczna. I jeżeli są to gorliwi monoteiści, to niestety mają prawo zorganizowania Wam pochówku według ich własnej religii :( Był już w naszej gromadzie taki przypadek, niestety. A i inne gromady doświadczyły już takich pogrzebów, podczas których ich żerca był chowany według obrządku katolickiego. Tak więc, moi kochani, jeżeli chcecie mieć pochówek w tradycji rodzimowierczej, to lepiej weźcie ślub z praktykującym rodzimowiercą!

Załóżmy jednak, że macie już tego współmałżonka rodzimowiercę i ma kto Was pochować po słowiańsku. Wówczas i tak może się zdarzyć, że zarządca cmentarza np. w małej miejscowości będzie stwarzał problemy dla pochówku w tradycji niedominującej w małych miejscowościach. Ale wtedy możecie mu zacytować odpowiednią ustawę (Dz.U. 1959 nr 11 poz. 62), która mówi, że:

2. W miejscowościach, w których nie ma cmentarzy komunalnych, zarząd cmentarza wyznaniowego jest obowiązany umożliwić pochowanie na tym cmentarzu, bez jakiejkolwiek dyskryminacji, osób zmarłych innego wyznania lub niewierzących.

3. Zarząd cmentarza wyznaniowego nie może odmówić pochowania zwłok osób, które posiadają nabyte prawo do pochówku w określonym miejscu tego cmentarza.

4. Prawo to służy, obok osoby określonej w ust. 3, także jej bliskim, to jest małżonkowi, wstępnym, zstępnym, rodzeństwu i przysposobionym.

5. Zwłoki osób, o których mowa w ust. 3 i 4, powinny być przez zarząd cmentarza traktowane na równi ze zwłokami osób należących do wyznania, do którego należy cmentarz, a w szczególności pod względem wyznaczenia miejsca pochowania, właściwego ceremoniału pogrzebowego i wznoszenia stosownych nagrobków.

No dobrze, załóżmy, że ma kto Was pochować i jest dostępne miejsce na cmentarzu. Została ostatnia kwestia - dary grobowe. I tu jesteśmy uratowani :) Rozesłaliśmy zapytania do kilku domów pogrzebowych i dowiedzieliśmy się, że nie istnieją żadne przepisy zabraniające wkładania czegokolwiek do trumny bądź do urny. Jeżeli jednak ta trumna i ciało mają być poddana kremacji, to:

Podczas przygotowań należy pamiętać, że trumna, w której szczątki zostaną spopielone, nie może być lakierowana i musi być pozbawiona metalowych lub plastikowych ozdób. Można do niej włożyć bliskie zmarłemu przedmioty, ale tylko i wyłącznie jeśli są one wykonane z materiałów palnych (takich jak papier, drewno i tym podobne). Z uwagi na bezpieczeństwo nie wolno natomiast wkładać rzeczy z metalu czy plastiku, usunąć należy także rozrusznik serca.


Co najlepiej nadaje się na dary grobowe? Poglądu na to, co zabierali ze sobą w tę daleką drogę nasi Przodkowie dostarcza archeologia (z jednej strony powinniśmy się w tym miejscu podenerwować, że archeolodzy to rabusie grobów, ale z drugiej strony - ich publikacje dostarczają nam trochę istotnej wiedzy...). Przede wszystkim były to broń i narzędzia, ozdoby i odzież, sporo jedzenia i napitku - a więc z grubsza to, czego konkretny osobnik potrzebował/a za życia, może w nieco lepszej jakości. Co prawda badacze mają wątpliwości, czy zwyczaj dawania monety "dla przewoźnika" jest aby słowiański, a nie zawleczony, ale biorąc pod uwagę ilość biżuterii, złota i bursztynu w niektórych pochówkach - pieniążek nie zawadzi. Warto również zadbać o znalezienie się wśród darów jakiegoś narzędzia do rozpalania Ognia.


Podsumujmy ten przydługawy wpis radą matrymonialną aktualną w każdej kulturze i religii: poślubcie kogoś wyznającego Waszą religię i bądźcie dla niego mili :)

2023-11-05

Dziady, 4.XI.2023

Przydarzył nam się ostatnio problem niespotykany w żadnej innej religii, ale już go bohatersko pokonaliśmy ;) Mieliśmy obchodzić Dziady na naszej Świętej Górze w Lasach Oliwskich, lecz od dwóch tygodni policja przeczesuje trójmiejskie lasy w poszukiwaniu pewnego mieszkańca Gdyni (nazwijmy go czysto umownie Grzegorzem B.). Przez wiele dni dostawaliśmy smsy z Alertem RCB, aby nie wchodzić do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i nie utrudniać pracy służb. Co prawda nasza Święta Góra znajduje się dość daleko od Gdyni, ale nie chcieliśmy, aby ciepło rozpalonego ognia przywabiło mundurowych uzbrojonych w kamery termowizyjne. Stąd pomysł, aby przeprowadzić obrzęd i biesiadę ku czci Przodków w mieszkaniu, a nie na łonie Natury. Dla większości z nas była to całkowita nowość, ale podołaliśmy :)


Nie jest to całkowicie nowy zwyczaj - wszak na Kaszubach w ramach Dziadów w domu powszechne było zostawianie drobnych ofiar na parapetach, milczące czuwanie przy ogniu, też przy świeczce - płomień dawał znaki od przodków, milczące spożywanie uczty, niekiedy - składanie darów dla przodków na progu drzwi. Bardzo ciekawy jest ogólnosłowiański obyczaj wkładania do gara z jedzeniem dla przodków świecy woskowej: para z gorącego dania i płomień przekazują moc omodlonego posiłku "tam". O obrzędowości święta Przodków we własnym zaciszu domowym pisaliśmy już zresztą tydzień temu: [ klik!!! ]. Modlitwę uczczenia pamięci Przodków możecie też znaleźć na naszym blogu: [ klik klik!!! ].



Już od kilku lat mamy zwyczaj przynoszenia na Dziady zdjęć naszych bliskich. Po skończonym obrzędzie przystąpiliśmy do biesiady i długo opowiadaliśmy sobie anegdoty o naszych Przodkach. Siedzieliśmy przy świecach i staraliśmy się nie łamać szeregu tabu i zakazów - podczas pobytu Duchów w Jawii nie należy m.in. spuszczać psów z łańcucha, tupać, gwizdać czy wykonywać gwałtownych ruchów.



Miło było choć raz nie zmarznąć i nie zmoknąć podczas Dziadów, a możliwość skorzystania z piekarnika do podgrzani potraw to już w ogóle nowoczesność w domu, zagrodzie i chramie! Jednak z radością wrócimy do lasu, gdy sytuacja już się unormuje :)

2023-11-02

Cis - drzewo śmierci

Cis pospolity (łac. Taxus baccata) to zielone drzewo iglaste osiągające wysokość 15-28 m, często też rosnące w formie wielopiennego krzewu o wysokości 3-4 m. Należy on do rodziny cisowatych występujące naturalnie w Europie z wyjątkiem jej północnej i wschodniej części. Cis najczęściej rośnie na obszarach górskich. W dzisiejszych czasach jest on wykorzystywany jako roślina ozdobna i w lecznictwie, a w Polsce znajduje się pod ochroną.

Drewno cisowe jest najbardziej zbite, sprężyste i najtrudniej łupiące się ze wszelkich drzew europejskich, gdyż rośnie bardzo powoli i nie posiada kanalików żywicznych. Na grubość zaczyna przyrastać dopiero w wieku 50-60 lat. Z łatwością potrafi dożyć kilkuset lat, zaś niektórzy badacze twierdzą entuzjastycznie, że cis może żyć nawet 1500-4000 lat! Swoje igły zrzuca partiami co 6-8 lat. Wiek drzewa uważanego za najstarszy cis w Polsce, rosnącego w Henrykowie Lubańskim na Dolnym Śląsku, szacuje się na 1250 lat. Jest to jednocześnie najstarsze drzewo w Polsce. W 1989 roku trafił w niego piorun i wypalił część pnia, ale drzewo wciąż żyje i w 2020 r. wypuściło nowe pędy i igły :)

Cis z Henrykowa Lubańskiego, wikipedia.

W medycynie z cisu izoluje się substancję docetaksel, będącą lekiem przeciwnowotworowym używanym w leczeniu nowotworów piersi, żołądka, prostaty, głowy i szyi. W medycynie tradycyjnej odwar z igieł cisu jest stosowany w niedociśnieniu krwi.

Nasi Przodkowie w czasie chorób i zarazy okadzali dom dymem z każdej części tej rośliny. Na ziemiach kieleckich cis stosowano przy zażegnywaniu wścieklizny: poświęcony cis tarto na papkę i dodawano do psiego jedzenia, aby uchronić psa od wścieklizny i odczynić urok rzucony na niego. 

Ze względu na swoją toksyczność, cis jest w wielu kulturach kojarzony z kultem śmierci. Sadzano go blisko cmentarzy, wielu kapłanów związanych z Bogami świata umarłych nosiło na głowie gałązki cisowe. Słowianie zaś posypywali cisowymi igłami izbę, w której spoczywał nieboszczyk. Cis pojawia się także już w całkiem nowoczesnej popkulturze – jest z niego zrobiona różdżka Voldemorta w książkach o Harrym Potterze.

Cis, pomimo pięknego wyglądu zielonych igieł oraz czerwonych nibyjagód, nie jest rośliną przyjazną dla człowieka. W przeważającej większości elementy cisu są trujące – oprócz czerwonej osnówki. Co do igieł, to im starsze są, tym mocniejsze jest działanie trucizny w nich zawartej. W starożytności nazywano cis ”drzewem śmierci” i wierzono, iż jest tak trujący, że ten kto zaśnie w jego cieniu, ten już się nie obudzi. Pliniusz Starszy zarzekał się w Historii Naturalnej, że był świadkiem śmiertelnego zatrucia osoby pijącej wino z czarki wyrzeźbionej z cisu. Zaś Juliusz Cezar w swoich pamiętnikach z wojny galickiej opisywał, jak Cativolcus - pokonany wódz plemienia Eburonów – dokonał rytualnego samobójstwa pijąc sok z igieł cisu, aby uniknąć rzymskiej niewoli. Co ciekawe, sama nazwa plemienia Eburonów wywodzi swoją etymologię od galijskiej nazwy cisu! 

Głównym winowajcą trującego działania drzewa śmierci jest toksyna zwana taksyną - jest to alkaloid zaburzający pracę serca, żołądka i jelit, upośledzający układ oddechowy (właśnie to działanie najczęściej powoduje śmierć) i wykazujący działanie poronne. Pierwszymi objawami zatrucia są wymioty, biegunka, silne bóle brzucha, następnie spadające ciśnienie krwi, blednienie twarzy, spłycenie oddechu, utrata przytomności i śpiączka w ciągu 0.5-24 godzin od wystąpienia objawów, po czym zatruty człowiek rychło spotyka się ze swoimi przodkami w Nawii. 

Drugą substancją charakterystyczną dla cisu jest efedryna należąca do alkaloidów roślinnych. Wykazuje ona następujące działania: 

  • rozszerza oskrzela płuc, 
  • podnosi ciśnienia krwi i częstotliwość akcji serca, 
  • wspomaga utratę wagi ciała przez zwiększoną produkcję ciepła (termogenezę) i pobudzający ośrodkowy układ nerwowy. 

Efekty niepożądane efedryny to zmniejszenie wydalania moczu, nudności, utrata apetytu, podniesienie temperatury ciała o 1°C, trądzik. Efedryna może być użyta do wytwarzania nielegalnych substancji (metamfetaminy i metylokatynonu). Nieuczciwi sportowcy wykorzystują efedrynę jako środek dopingujący. Zbyt długie jej stosowanie prowadzi do silnego uzależnienia!  

Ludzie trują się najczęściej w wyniku spożycia odwaru z igieł cisu. Taksyna może wchłaniać się także przez skórę, dla własnego bezpieczeństwa należy więc dotykać cis w rękawiczkach. Niestety, nie istnieje antidotum na zatrucie cisem.

Nie tylko ludzie mogą się zatruć cisem, jego ofiarą pada też wiele zwierząt. Już Wergiliusz ostrzegał w Georgikach: 

„Szkodzi pszczołom dym przykry ze spalonych raków;
nie lubią bydź w blizkości od cisowych krzaków;”

(tłum. Felix Frankowski, 1819)

Cis jest bardzo toksyczny dla koni, dlatego wielu gospodarzy tępiło cis w pobliżu gospodarstwa. Za to kozy i sarny mogą spożywać gałązki cisu bez większej szkody dla zdrowia, zaś wiele gatunków ptaków zjada owoce z toksycznymi nasionami bez żadnego ryzyka, wydalając niestrawione nasiona i przy okazji rozsiewając drzewo cisu. 

Kos żywiący się jagodami cisu, wikipedia.

Już od czasów starożytnych, wykorzystywano cis głównie jako surowiec drewniany do tworzenia broni. Pierwsze włócznie z cisu były wytwarzane już około 450000 lat temu! W 1911 r. archeolodzy znaleźli w Clacton-on-Sea (Wielka Brytania, hrabstwo Essex) najstarszy do tej pory zachowany grot włóczni wykonany właśnie z cisu i datowali go na 420 tysięcy lat. Spekuluje się, że włócznia była wykonana i używana przez przedstawiciela gatunku Homo Heidelbergensis. Inne ciekawe znalezisko pochodzi z dolnosaksońskiego Leringen, gdzie odnaleziono szkielet słonia leśnego, w którego klatce piersiowej znajdowała się cisowa włócznia o długości 2.38 m. Wiek znaleziska szacowany jest na 90 tysięcy lat i przypisywany jest Neandertalczykom ze środkowego paleolitu. W różnych miejscach północnych Niemiec znaleziono osiem łuków cisowych, których wiek waha się od 8 do 5 tysięcy lat.

Grot włóczni z Clacton-on-Sea, Natural History Museum, Londyn.

Z cisu były wytwarzane łuki i kusze, co spowodowało dość szybkie wytrzebienie tego drzewa. Handel drewnem cisowym do Anglii na łuki rozrósł się do tego stopnia, że na dużym obszarze wyczerpały się zapasy dobrej jakości dojrzałego cisu. Pierwszy udokumentowany import cisów do Anglii miał miejsce w 1294 r. Natomiast już w 1423 r. król Władysław Jagiełło nakazał ochronę cisów, aby ograniczyć eksport w obliczu niemal całkowitego zniszczenia lokalnych zasobów cisu:

"Jeśliby kto wszedłszy w las, drzewa które znajdują się być wielkiej ceny jako jest cis albo im podobne podrąbał, tedy może być przez Pana albo dziedzica pojman, a na rękojemstwo tym którzy oń prosić będą ma być dan. Tym że obyczajem w gajach gdzie mało lasów ma być zachowane."

W 1507 r. władze Świętego Cesarstwa Rzymskiego (które nie było ani cesarstwem, ani rzymskim, a już na pewno nie było święte 😎) poprosiły księcia Bawarii o zaprzestanie wycinania cisu, ale handel był tak opłacalny, że w 1532 r. przyznano monopol królewski na dotychczasową ilość „jeśli jest ich tak dużo”. Księstwo Bawarii zreflektowało się dopiero po kilkudziesięciu latach i w 1562 roku wystosowało prośbę o zaprzestanie wycinania cisu i opisując szkody wyrządzone w lasach przez jego selektywną ekstrakcję, która zrywała korony drzew i pozwalała wiatrowi niszczyć sąsiednie drzewa. W 1568 r., pomimo prośby Saksonii, nie przyznano monopolu królewskiego, ponieważ nie było już cisu do ścinania, a w następnym roku Bawaria i Austria podobnie nie wyprodukowały wystarczającej ilości cisu, aby uzasadnić monopol królewski. W dokumentach leśnych tego terenu z XVII w. nie ma już wzmianki o cisie, gdyż nie było tam drzew dojrzałych. Anglicy próbowali jeszcze pozyskiwać zaopatrzenie z państw bałtyckich, ale w tym okresie łuki i tak zaczęto zastępować muszkietami i działami. Fred Hageneder w swojej monografii o cisie wyraża opinię, że to przezbrojenie, które nastąpiło w czasach, gdy długie łuki znacznie przewyższały muszkiety pod każdym względem (takim jak zasięg, celność i szybkostrzelność), rozpoczęło się wyłącznie z powodu braku drewna cisowego!

Cis, zajmujący pierwotnie bardzo duży obszar, został niemal całkowicie wytępiony przez człowieka nie tylko do tworzenia broni, lecz również ze względu na jego trwałe i niemal „wieczne” drewno, które ma silne właściwości bakteriobójcze – zabija nawet te mikroorganizmy, które znajdują się w powietrzu! Dom, w którym przynajmniej belki stropowe wykonane są z cisu, jest niezawodnie chroniony przed różnymi patogenami, co było niezwykle cenne w czasach masowych epidemii. Egipskie sarkofagi często były wykonane z cisu. Także meble gdańskie były wykonywane m.in. z cisu. 


Wpis ten nie zastąpi fachowej porady medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :) Ale każdy medyk Wam poradzi: nie próbujcie cisu! Nawet jeżeli jesteście sarnami. Po prostu nie i już!

autor: Guślarz Nikrug  

Bibliografia: