Droga do Bogów

Wersja PDF >>

DROGA DO BOGÓW

Wejście na ścieżkę słowiańskiej duchowości

Przemysław Król, Stowarzyszenie Rodzimowierców Pomorskich – Jantar
Gdańsk, wrzesień 2022

SPIS TREŚCI

  1. WPROWADZENIE
  2. RELIGIA GROMADY JANTAR
  3. CZEŚĆ DOMOWA
  4. DROGA DO BOGÓW
  5. CO CZYTAĆ?




WPROWADZENIE

Wiara rodzima to nasze dziedzictwo, wyniesione jeszcze z kolebki, jaką była wspólnota praindoeuropejska. Wraz z żywiołem słowiańskim dojrzewała przez wieki, kształtując swą indywidualność i nabierając niepowtarzalnego piękna. Pokolenia naszych Przodków gromadziły się przy Świętym Ogniu, przy Swarożycu, by za Jego pośrednictwem Bogom miłym żertwy składać. Wraz z ofiarnym chlebem i miodem, kładli w czerwony płomień swe nadzieje i troski. W śpiewie zielonych obrzędów prosili Gromowładnego o zesłanie deszczu, gdy im dokuczyła susza. Oddane w bożą służbę konie były im narzędziem wróżby i wieszczyły o zwycięstwach. Świat zaś cały żywym mieli, mnóstwem duchów do nich gadał. W lesie dziad borowy, pod swą pieczą las mający, utopca oskarżali o wciąganie w wodę, z ostrożności przed wiłami unikali pewnych polan w lesie. Obejściem ich zajmował się domowik, doglądając ładu i pożytku. W swoje święta dom rodzinny odwiedzały dusze Przodków, by zobaczyć jak się dba o ich spuściznę.

Tak w największym skrócie wyglądał świat z perspektywy religii „pogańskich” Słowian. Samotrzeć stare kroniki nie dość jasno by ją oświetlały; ledwie poblask jej rzucają. Szczęśliwie, światło świeci nam i z innych stron – od rzeczy ogólnych i od własnych, jak Słonejko na niebie, i jak Ogień w domu. Pierwsza rzecz to mitologia porównawcza. Wspólnota praindoeuropejska, z której i my Polacy się wywodzimy, okazała się być nie porzuconą przeszłością, ale ważnym modelem języka, religii i kultury. Dzieło zaczęli językoznawcy, odnajdujący wspólne elementy w tak na pozór różnych mowach, jak słowiańska, germańska, celtycka czy indyjska. Wniosek o dawnej wspólnocie językowej pociągnął za sobą drugi, że ta wspólnota miała szerszy, ogólnokulturowy charakter. Dokonane w ubiegłym wieku przez G. Dumezila analizy mitów indoeuropejskich odkryły w nich szereg powtarzających się motywów. To umożliwiło próby uzupełnienia i doprecyzowania materiału słowiańskiego, przez zestawienie go z sagami islandzkimi, zapisami mitów Rzymian i Bałtów czy z indyjskimi Wedami, które należą do najstarszych pomników piśmiennictwa religijnego ludzkości. W ten sposób uczeni, jak rosyjscy Ivanov i Toporov, czy nasz Aleksander Gieysztor, byli w stanie odtworzyć starą mitologię. Okazuje się też, że dostępność rdzennego materiału słowiańskiego nie skończyła się wraz z chrystianizacją i mimo wszystko – możemy ogrzać się przy Ogniu rzeczy własnych. Roznieciła go dla nas żmudna praca etnografów. Będąc świadkami wiejskich uroczystości, zapisując starodawne śpiewy i gadki – ratowali od zapomnienia świat tradycyjnych wierzeń i wartości. Szybko stało się jasne, że mimo nasycenia imionami świętych i deklaratywnego chrześcijaństwa – świat ten jest bardzo odległy od kościelnej dogmatyki. Chłop, składający ofiary, przestrzegający tabu, chroniący się gusłami i nawęzami (tj. amuletami) czy wróżący o przyszłym urodzaju, zachowywał większą wierność prastarym wierzeniom, niż sam być może przypuszczał. W wiejskiej tradycji dopatrzono się starożytności nie tylko drobnych szczegółów, ale również jej ogólnego kształtu. Co więcej, okazała się być w znacznej mierze spójna z modelami mitologii porównawczej; Gromowładca broniący ludzi przed złymi duchami, upatrywanie zaświatów „za wodą” czy doniosła rola kultu Ognia. Dodało to ducha tym, którzy chcieli odszukać i wskrzesić naszą rodzimą wiarę.

Przy naszym własnym Ogniu posadził nas na powrót Zorian Dołęga Chodakowski – polski zbieracz folkloru, archeolog-amator, historyk i słowianofil, polski patriota - za chęć walki o niepodległość Polski został karnie wcielony do armii carskiej. Zbiegł z niej, by później dołączyć do armii Napoleona. Nie jest dokładnie wiadomo, gdzie przebywał i czym się zajmował bezpośrednio po jej klęsce, z pewnością jednak znajdował czas dla utrwalania tradycji. Po zaprezentowaniu księciu Adamowi Czartoryskiemu zebranych przez siebie podówczas pieśni i stanu prac nad „Słownikiem historyczno – geograficznycm” został przez niego otoczony opieką. Za namową księcia w roku 1818 wydał swą rozprawę programową, „O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem”. Jest to bodaj najbardziej znane z jego dzieł i warto je tu zacytować:

„Trzeba pójść i zniżyć się pod strzechę
wieśniaka w różnych odległych stronach, trzeba
śpieszyć na jego uczty, zabawy i różne
przygody. Tam w dymie wznoszącym się nad
głowami, snują się jeszcze stare obrzędy, nucą
się dawne śpiewy, i wśród pląsów prostoty,
odzywają się imiona Bogów zapomnianych. W
tym gorzkim zmroku dostrzedz można świecące
im trzy księżyce, trzy zorze dziewicze, siedm
gwiazd wozowych.”

Za życia Chodakowskiego efekty jego pracy nie zostały należycie docenione. Jako Polak, odegrał jednak rolę pioniera badań etnograficznych. Zbierając pieśni i podania przyczynił się sam do powstania istotnego zbioru materiałów – choć, o ironio, większość jest obecnie dostępna jedynie na Ukrainie, która zda się doceniać go dziś bardziej niż własna Ojczyzna. Wskrzesił też Słowiańszczyznę jako wartość. Coraz żywiej czerpała z niej polska sztuka. Obrzęd Dziadów stał się podstawą wielkiego dramatu Mickiewicza, ustami znanych z rodzimych podań istot przemawiał w swych utworach Słowacki. W ogóle nasza, polska, twórczość epoki romantyzmu chętnie wyrażała się w języku słowiańskich wierzeń. Twórczość ta częstokroć zieje jednak tęsknotą i jakowymś żalem, którego źródła profesor Maria Janion w „Niesamowitej Słowiańszczyźnie” upatruje w bezlitośnej chrystianizacji Polski, która uczyniła z nas „duchowe sieroty Europy”. Zwięzłe podanie o Lechu, Czechu i Rusie nie zastąpi nam mitycznego świadectwa narodu fińskiego, jakim jest „Kalevala”. Lakoniczne wzmianki kronikarzy i katalogi Bóstw nie tchną życiem, tętniącym w sagach islandzkiej „Eddy” czy walijskiego „Mabinogionu”, a hymny „Rygwedy” powagą wieku przyćmiewają nasze, niemal wczoraj spisywane, pieśni i podania. To wszystko prawda. Jednak nasze starożytne podania przetrwały w niezatartej pamięci ludu, wśród jego śpiewów i opowieści. Ledwie przyprószeni kurzem dziejów wciąż czuwają tam prastare Bogi. Co więcej, znaleźli się artyści, którzy podjęli się swą sztuką wskrzesić dawną Słowiańszczyznę. Marian Wawrzeniecki w gwaszach przedstawiał sceny bajeczne i dawne miejsce kultu. Stanisław Jakubowski w drzeworytach utrwalał wiejską architekturę i przedstawił swój pomysł na wizerunki Starych Bogów. Zofii Stryjeńskiej zawdzięczamy pełne żywych kolorów ilustracje tradycyjnych obrzędów i oryginalną wizję postaci Bogów.

Rysunek 1 "Jarowit" Stanisława Jakubowskiego [źródło]

Rysunek 2 "Światowid" i „Swantewid” Mariana Wawrzenieckiego [źródło] [źródło]

Osobne miejsce w tym wyliczeniu należy się dwóm postaciom – Stanisławowi „Stachowi z Warty” Szukalskiemu oraz jego uczniowi – Franciszkowi „Słońcesławowi z Żołyni” Frączkowi. Szukalski był artystą o niezwykłej osobowości i ambicjach. Jego celem było dać Polsce „sztukę narodową”, której w jego mniemaniu nie mieliśmy. Stał się wielkim oskarżycielem wszelkich wpływów obcych – zwłaszcza francuskich – na naszą rzeźbę i malarstwo. Jego nieprzejednana postawa i wyjątkowo konfliktowy charakter uniemożliwiły mu jednak realizację swych postulatów wewnątrz Krakowskiej ASP, na której pierwotnie studiował. Zamiast tego powołał grupę Szczep Rogate Serce. Szczep był przede wszystkim środowiskiem nauki rysunku i rzeźby, a za właściwe źródło tematów jego mistrz uznawał piastowską i bohaterską przeszłość Polski. On sam korzystał ze słowiańskiej symboliki w swoich projektach, wykorzystując ją do wyrażania swych idei artystycznych i politycznych. Za przykład może posłużyć projekt pomnika „Światowieda” (pisownia oryginalna – jak i oryginalne było słowotwórstwo Stacha z Warty.) Światowied miał mieć twarze Mickiewicza, Kazimierza Wielkiego, Kopernika i ukochanego przez Szukalskiego „Komendanta” – Józefa Piłsudzkiego. Z kolei osoby i zjawiska, które uznawał za szkodliwe porównywał częstokroć do smoka wawelskiego, zaś wydawanemu przez Szczep pismu nadał tytuł „Krak”. Podobnie napisana przez niego sztuka sceniczna, będąca apologią sił twórczych młodzieży, nosi tytuł „Krak syn Ludoli”.

Rysunek 3 "Bolesław Śmiały" (po lewej) i "Dziedzictwo" (po prawej) Stanisława Szukalskiego [źródło] [źródło]

Szukalski swoim uczniom zakazywał korzystania z farb olejnych, twierdząc że zabijają osobowość artysty. Na ironię zakrawa więc fakt, że technika ta stała się główną dla jednego spośród jego uczniów, Franciszka Frączka. Wstępując do Szczepu jego członkowie przyjmowali „miana”. Ich listę sporządził wg. swojego pomysłu sam Szukalski, a wybór miał być oparty o osobnicze cechy charakteru. Miano przyjęte przez Frączka, „Słońcesław”, oddawało jego chłopskie (jak i większości Szczepowców) pochodzenie, a z drugiej, dało wyraz jego duchowym zapatrywaniom. Słońcesław poświęcił się zbieraniu i ilustrowaniu dawnych wierzeń, sam czuł się wyznawcą Starych Bogów – na swoim „Ostatnim autoportrecie” przedstawił siebie w chłopskiej sukmanie, klękającego przed oświetlonym Słońcem posągiem Światowida. Jasno wyraził też swoje przesłanie: „Jeżeli zgubiłeś drogę i chcesz ją odnaleźć, posłuchaj tętna ziemi. Jeżeli ogłuchłeś na jej głos, szukaj go w mitach ludu”.

Rysunek 4 "Gaj Świętowita" i "Ostatni autoportret" Franciszka Frączka [źródło] [źródło]

Oprócz czerpiących ze Słowiańszczyzny inspirację artystów, pojawiali się też nawiązujący do niej myśliciele. Przyjmowali różnorakie kierunki poszukiwań; Bronisław Trentowski widział w Bogach słowiańskich inną postać tego samego sacrum, które reprezentuje Bóg chrześcijan. Z kolei założyciel zakopiańskiego „Towarzystwa Teozoficznego”, Jan Hempel, postulował powołanie religii zakorzenionej w słowiańskiej kulturze i rytuałach, ale... pozbawionej kultu Bogów osobowych. Najwyższą wartość przypisywał wysiłkowi ludzkiemu i twórczemu działaniu, co korespondowało z jego zaangażowaniem politycznym, po stronie lewicowej. Był przy tym zagorzałym krytykiem chrześcijaństwa, a cechę tę dzielił z Janem Stachniukiem – założycielem „Ruchu Nacjonalistów Polskich Zadruga”. Organizacja ta skupiona była na projektach gospodarczych i społecznych. Podkreślano w nich wagę słowiańskich źródeł polskiej kultury, przeciwstawianych niosącej stagnację i śmierć sił twórczych „wspakulturze”. Samą „Zadrugę” postrzegano zaś częstokroć jako „neopogańską”. Spadkobiercą dużej części jej koncepcji stała się organizacja już typowo religijna – zarejestrowana w 1996 „Rodzima Wiara”. Obecnie jest to jeden z kilku działających w Polsce związków wyznaniowych, doktrynalnie opartych na wierzeniach słowiańskich. Najmłodszym jest „Związek Wyznaniowy Rodzimowierców Polskich Ród”, będący w trakcie rejestracji (stan na wrzesień 2022).

Na uboczu tego krótkiego przeglądu historii przywracania Polsce pierwotnej części jej kultury, nie możemy pominąć „Klanu Ausran”. Nazwa grupy wywodzi z (rekonstruowanego) praindoeuropejskiego słowa oznaczającego jutrzenkę. Założona przez filologa, profesora Ignacego Ryszarda Dankę stawiała sobie za cel powrót do duchowości właśnie praindoeuropejskiej, a więc dużo starszej niż słowiańska. W czasie obrzędów, zwanych „deiwokvoliami”, posługiwano się rekonstruowanym językiem praindoeuropejskim. Większość członków traktowała to jednak bardziej w kategoriach kultury i nauki, niż swej rzeczywistej religii. W latach 70tych Klan był inwigilowany przez SBecję. Obecnie grupa zdaje się być wygasła.

Wracając do głównego wątku, obecnie w Polsce jest aktywnych wielu rodzimowierców słowiańskich – osób, które swą religią uczyniły cześć Starych Bogów. Choć w naszym kraju jest kilka związków wyznaniowych, znaczna część środowiska rodzimowierców jest skupiona w rozproszonych gromadach. Powstają one z reguły spontanicznie i mają raczej ograniczony zasięg. Również większość wykształca sobie tylko właściwy sposób prowadzenia obrzędów, kanon pieśni rytualnych czy zapatrywań na Bogów. Jedną z takich grup jest nasza „Gromada Rodzimowierców Pomorskich – Jantar”. Zaczynaliśmy jako grupa nieformalna, bez konkretnej nazwy. Pierwszym obrzędem, w którym uczestniczyła część przyszłych członków Gromady, były Dziady 2010, na Grodzisku w Sopocie. Początkowo święta były organizowane w ramach drużyny odtwórstwa historycznego Hamar Nordur. Drogi Hamaru i przyszłego Jantaru rozeszły się jednak w przeciągu najbliższych dwóch lat, inicjując okres dynamicznych zmian.

W latach 2012-2016 ograniczaliśmy się do celebracji świąt dorocznych. Poważniejsze zmiany zaczęło dopiero podpisanie przez naszych przedstawicieli aktu powołującego Konfederację Rodzimowierczą na III Ogólnopolskim Wiecu Rodzimowierczym, (Łysogóry 23.08.2015), wówczas jeszcze pod starą nazwą: „Rodzimowiercy Pomorscy”. Bardziej formalny charakter grupy potwierdziliśmy powołując, już pod nazwą nową „Stowarzyszenie Rodzimowierców Pomorskich – Jantar” (20.11.2016). Samą decyzję o powołaniu Stowarzyszenia oraz o jego nazwie podjęliśmy, podczas obchodów Święta Chorsa 13.08.2016 w Jeleńskiej Hucie.

Lata 2016-2019 przyniosły jedne z istotniejszych zmian, zarówno co do praktyki obrzędowej, jak i obszaru zainteresowań. Do rytu obrzędów włączyliśmy liczne pieśni, a do cyklu obchodzonych świąt włączyliśmy jeden z najważniejszych obrzędów Gromady – Cieplicę (po raz pierwszy: maj 2016, Jeleńska Huta). Ugruntowało się także weryfikowanie zamierzanych zmian kultowych, jak skład czczonego panteonu i terminy świąt, przez wróżbę w czasie święta Szczodrych Godów. Pierwszy raz potwierdził przyjęcie kultu Bogini Dziewanny, podczas przesilenia zimowego w 2016.

Rzecz jasna, pandemia koronawirusa odbiła się na naszej aktywności. Większość świąt była obchodzona w zamkniętym gronie Jantaru i dopiero podczas święta Peruna (24.07.2021, Grodzisko w Sopocie) znów zaczęliśmy zapraszać gości spoza Gromady na nasze obrzędy. Oprócz tego wznowiliśmy i rozpoczęliśmy działania pozaobrzędowe, a skupione na promocji kultury słowiańskiej, jak prowadzenie wykładów, organizacja kręgów pieśni czy konkursu artystycznego „Marzenia o Słowiańszczyźnie”.

Choć rok 2022 jeszcze trwa, już teraz można powiedzieć że zainicjował liczne zmiany. Zdawałoby się ustalone już elementy dorocznych obrzędów zyskały nową postać lub w ogóle odeszły. Najbardziej widoczna jest tu chyba całkowita rezygnacja z zataczania kręgu.

Co więcej: postawiliśmy na zdecydowanie większą otwartość grupy niż dotychczas. Przełożyło się to na nieporównanie większą promocję w internecie, niż miało to miejsce do tej pory. Jednym z owoców tego kierunku jest niniejsze opracowanie.

Przyjęliśmy również nowe logo (rys 15.), lepiej od starego oddające ducha Gromady. Wzorowane jest na znaleziskach okuć noży, w których wyrażony jest mit o Gromowładcy w niebie i o Rogatym Dziadku w dole. W centrum umieszczony jest symbol środka świata: Kamień Alatyr.




RELIGIA GROMADY JANTAR




Tradycja i źródła

Każda religia wyrasta na glebie, którą jest związana z nią tradycja. W szczególności dotyczy to religii etnicznych, do których należy niewątpliwie rodzimowierstwo słowiańskie. Z czasów, gdy wiara słowiańska kwitła na naszych ziemiach, najwięcej mamy o niej świadectw archeologicznych. Co prawda – posągi są nieme i nie zaśpiewają nam hymnów, którymi chwalili Bogów kapłani. Dają nam jednak ważne świadectwo występowania u Słowian sztuki świątynnej. Ponadto, liczne znaleziska są przedmiotem intensywnych analiz religioznawców, którzy odczytują zapisane w nich treści mityczne i programy ideologiczne. Najświetniejszym przykładem jest bodaj tzw. „Światowid ze Zbrucza”. Czworokątny posąg pokryty jest płaskorzeźbami o wyraźnie trójdzielnej strukturze. Pojawiło się dużo prób szczegółowego objaśnienia jego treści, większość jednak zgadza się, że przedstawiono na nim światy zmarłych, żywych ludzi i Bogów. Nazwa posągu została mu nadana przez romantyków; dla czterech, jakoby patrzących w cztery strony świata, twarzy w górnym piętrze utożsamili go (raczej niesłusznie) ze Świętowitem z Arkony.

Rysunek 5 Światowid ze Zbrucza [źródło] [źródło]

Bogatą symbolikę zawierają też elementy biżuterii czy uzbrojenia, a szczególne miejsce znajdują tu okucia pochewek noży. Wśród ich zdobień dominuje motyw węża, czy też smoka i górującej nad nim postaci. Para ta jest najczęściej interpretowana jako Gromowładca i Jego odwieczny wróg Żmij. Artefakty tego typu stały się inspiracją dla obecnego, nowego logo Jantaru.

Rysunek 6 Okucie pochewki noża, Stargard [źródło]

Niestety, sami Słowianie byli raczej niepiśmienni. Nie odnaleziono w każdym razie dokumentów pisanych z czasów „pogańskich”, które pochodziłyby od naszych rodzimych kapłanów. Do naszej dyspozycji pozostają teksty spisane przez kronikarzy i misjonarzy, relacjonujących przebieg podboju i chrystianizacji Słowiańszczyzny. Zawarte w nich wzmianki są mocno obarczone wrogim nastawieniem, czy interpretatio christiana oraz interpretatio classica. Te polegają na przykładaniu do zastanej religii pojęć chrześcijańskich, albo klasycznych: właściwych dla starożytnej Grecji i Rzymu. Zjawiska te biorą się z niedoinformowania sporządzających zapisy; z jednej strony sami nie mieli zapewne potrzeby głębszego wnikania w świat „bałwochwalców”, których przybyli nawracać. Z drugiej zaś, wątpliwe by miejscowi kapłani chętnie zdawali obcym szczegółowe sprawozdanie ze swojej teologii – w normalnych warunkach zastrzeżonej raczej dla grona wtajemniczonych. Niektóre jej rysy możemy jednak odzyskiwać przez porównanie z dostępnym materiałem indoeuropejskim. Wystarczy wspomnieć, dziś już lekko przestarzałą, lecz wciąż ważną, klasyczną, książkę profesora Aleksandra Gieysztora „Mitologia Słowian”. Rekonstrukcja naszej dawnej religii kreślona jest w niej właśnie głównie w oparciu o porównanie z religią rzymskich obywateli, sag islandzkich czy indyjskich Wed.

Jednak źródłem najbogatszym dla naszego dzieła pozostaje tradycja ludowa – folklor. Uwieńczone kwiatami przydrożne krzyże, kolędy o Synu Bożym, czy wreszcie ludowe pieśni i zamawiania pełne postaci z religii chrześcijańskiej: same skrywają dużo starsze treści. Już pobieżne przyjrzenie się ludowym obrządkom ujawnia starsze, rodzime pochodzenie. Oczywiście, odczytanie pradawnych treści z tego co wiejskie, nie sprowadza się do mechanicznego przywrócenia Peruna w miejsce Jerzego, czy Welesa zamiast Mikołaja. Sam model myślenia mitycznego, organizującego postacie Bóstw czy obchody świąt w spójny system religijny – ulegał na przestrzeni wieków pewnym przekształceniom. Jego główny zrąb okazał się jednak pozostawać wierny starożytnym wzorcom. Piorun wciąż jest orężem Gromowładcy broniącego ładu świata, Ogień wciąż jest z jednej strony Pośrednikiem, niosącym ofiary, a z drugiej najbardziej ukochanym, domowym Ogieńkiem. Ziemi polski wieśniak wciąż zwracał się jak do Matki, a zaświatów upatrywał na zachodzie – za wodą. Saxo Gramatyk opisywał obrzęd ku czci Świętowita, w którym kapłan stawiał między siebie, a zgromadzony lud ogromny kołacz, po czym zapytywał „Czy widzicie mnie?”. Kronika Saxa opisuje Arkonę w XII wieku, ale niemal identyczny ryt znajdujemy na całej niemal Słowiańszczyźnie (Ukraina, Hercegowina, Białoruś, Bułgaria...) w okresie dużo późniejszym: folklor zbierać zaczęto w XVIII wieku.

Wszystko wymienione wyżej stanowi podstawę naszych działań, tradycję do której się odwołujemy, i w której jesteśmy zakorzenieni. Należałoby tu dodać wysiłki ludzi współczesnych dla wskrzeszenia Słowiańskich wartości w wierze i kulturze. Częściowo zostali wymienieni we wstępie do tej książeczki. Listę zaczęliśmy od Chodakowskiego. Na kim należałoby ją zakończyć? Najlepiej w ogóle jej nie kończyć. Słowiańszczyzna jest wciąż aktualną wartością historyczną, kulturową i religijną. Nasza, dzisiejsza, duchowość wzrasta czerpiąc z dziejowej spuścizny narodu. Jej nieodzownym uzupełnieniem jest jednak żywe doświadczenie. To nie tylko zgłębiania starań nauki dla rekonstrukcji mitologii słowiańskiej. To także wróżby, w których szukamy wskazówek i aprobaty Bogów. Ważne są dla nas sny i wizje, w których odnajdujemy żywy kontakt ze świętością. To wreszcie przemyślenia i rozważania, w których staramy się przerzucić most między zrekonstruowaną wiarą dawnych Słowian, a naszą codziennością. Bo to właśnie codzienność i obecność w niej słowiańskiej religii i tożsamości jest tym, do czego dążymy. Parafrazując jeden z traktujących o rodzimowierstwie tekstów: „rodzimowiercą się nie bywa (od święta do święta): rodzimowiercą się jest”.




Bogowie

Wschodzenie Słońca o świcie, nocne Miesiączka łyskanie, traw zielonych wzrastanie – wszelkie zjawiska Przyrody zachodzą według prawideł zawartych w mitach. A mity opisują dzieje, życie i przygody Bogów. Mamy Ich wielu, których wzywamy na świętach, czcimy ofiarami, prosimy o sprzyjanie w naszych przykrościach, dziękujemy za okazaną przychylność. Czczony przez Jantar panteon jest otwarty; jesteśmy gotowi przyjąć kult kolejnych Bóstw, o ile taką wolę wyrazi Wiec naszej Gromady, a słuszność takich postanowień – potwierdzi wróżba. Dlatego nie będę tu opisywać wszystkich, których czcimy, a jedynie Tych najbardziej widocznych w mitach i kulcie.

Ojca Bogów upatrujemy w Kowalu, w Swarogu. U zarania rzeczywistości rozbił Jajo kosmiczne, wydobywając się zeń wraz z pierwszymi Wodami. Od Niego pochodzą Perun i Weles, ukuł Słonejko i umieścił je na niebie. Jest wzywany jako pierwszy podczas naszych głównych świąt, związanych z równonocami i przesileniami. To do Niego kierowane są pytania w czasie obrzędu Szczodrych Godów, gdy się upewniamy o słuszności zamierzanych zmian. To dlatego, że w Nim widzimy kosmicznego Prawodawcę, który najlepiej zna ład Wszechświata i wie najlepiej co jest dla nas dobre. Od Niego wywodzimy prawa gościnności i wierności małżeńskiej. Natomiast raczej rzadko pojawia się w codziennym kulcie, nie wzywamy Go na mniejszych świętach. Ojciec Bogów ma swoje, niebiańskie sprawy, więc bez bardzo pilnej potrzeby czy bez wielkiej doniosłości wydarzenia – staramy się Mu głowy nie zawracać.

Swoją aktywnością na czoło panteonu zdecydowanie wybijają się Bracia – Gromowładny Perun i Dziadunio Weles. Główną oś naszej mitologii wyznacza Ich walka. Są ze sobą skłóceni, a jednak wzajemnie się uzupełniają; Ich konflikt ma charakter twórczy, a spotkanie – prawie zawsze powołuje coś nowego. To Weles wyławia garść piachu (w imię Brata i własne!), którą Perun błogosławi i rzuca na wodę, czyniąc Ziemię. Zanim Perun tchnął ze swym dechem życie w człowieka, Weles nadał nam kształt – używając do tego wiechcia słomy, którym wcześniej Perun ocierał się w bani. Natomiast z Welesem związany jest Żmij, potworny smok, który porwał Matkę Ziemię. Pierwszym wiosennym gromem uwalnia Ją Perun, co odtwarzamy w rycie Jarych Godów. Zamieszkana przez nas Ziemia, świat pomiędzy Niebem i Podziemiem, stanowi zarówno pole, jak i przedmiot bożych zmagań. W porze jasnej włada tu Perun, zsyłający deszcze by zapłodnić glebę i ciskający błyskawice przeciw złym duchom i złym ludziom. W porze ciemnej natomiast świat przechodzi we władanie Welesa, Pasterza Zmarłych, opiekującego się cieniami Przodków w Zaświatach. Obu Braci zapraszamy na każde ze świąt słonecznych i mają sobie poświęcone obchody – Weles w lutym, Perun w lipcu.

Mokosz jest w naszej religii pierwowzorem Matki; zwracamy się do Niej właśnie jako do Matki Ziemi Wilgotnej. Jest dla nas przede wszystkim płodną, żyzną glebą – nie tylko daje początek wszelkiemu życiu, ale też karmi je, by mogło urastać. Czcimy Ją w obrzędach obu równonocy i przesilenia letniego; jedynie zimą, którą spędza w zaświatach, nie wzywamy Jej na obrzęd. Poświęconą Jej uroczystość obchodzimy w sierpniu, ale to nie wszystko. Będąc Matką życia, jest Mokosz władna dać człekowi odrodzenie. Dlatego w pierwszej kolejności do Niej zwracamy się podczas jednego z najświętszych dla nas obrzędów, Cieplicy, który służy właśnie odnowieniu siebie.

Słowem uzupełnienia, niedawne ustalenia naukowe idą w kierunku rozdzielenia postaci Mokoszy, która byłaby Boginią Losu i Matki Ziemi. W tej chwili jesteśmy przed wróżbą, która zaaprobowałaby u nas tak doniosłą zmianę w panteonie.

Już najstarsze źródła mówią o czci Ognia – nie tylko zresztą u Słowian, ale też innych narodów indoeuropejskich. Wzywamy Go pod imieniem Swarożyca, Syna Swarogowego i oddajemy Mu cześć na każdym obchodzonym przez nas obrzędzie dorocznym; te się zresztą bez Ognia nie obywają. Gość w Czerwonym płaszczu jest przez nas witany jako pierwszy spośród Bogów, czczony pieśnią i ofiarą – to On przyprowadza nam pozostałe Bogi na obrzęd, pośredniczy w przekazaniu naszych darów. Stanowiąc serce obrzędu przepędza swoim światłem wszelkie szkodliwe moce, które mogłyby zechcieć nam przeszkadzać. Po zakończonym obrzędzie następuje dalsza część święta – biesiada. Również w jej czasie jesteśmy wokół Ognia, gorejącego w środku ucztującej z Bogami i Przodkami Gromady.

Pozostałych Bogów nie godzi się pominąć. Czcimy więc Roda i Rodzanice, kreślących po narodzinach drogi przeznaczenia. Dadźboga, utożsamionego w naszych obrzędach z Żar Ptakiem, Świetlistym Słonejkiem i Jasny Miesiączek – opiekującego się nocą Chorsa. Płodnego Zielonego Boga, Jaryłę, który latem ginie w na swojej swadźbie i w zaświatach czeka swego wiosennego powrotu. Dziewannę i Marzannę, czczone przez nas jako Córki Welesa z poświęconą Im uroczystością Gromnicy. Czcimy również Strzyboga, Boga Wiatru oraz, zda się czczonego wyłącznie przez naszą Gromadę – Morskiego Boga, Opiekuna i Gospodarza Bałtyku.

Kłaniamy się nie tylko Wielkim Bogom, ale też naszym Przodkom i duchom Przyrody. Po wezwaniu Bogów zapraszamy Dziadów na obchody święta, by Ci z nich, którym miła taka gościna, siedli z nami wedle Ognia. Każde z naszych świąt odbywa się przynajmniej w pobliżu Przyrody, której przychylność staramy się przed rozpoczęciem rytuału zaskarbić pieśnią i darami. Mamy też drogie nam miejsca, gdzie stoi pewien Głaz i gdzie rosną pewne Dęby. Tamtejszych Gospodarzy, duchy opiekuńcze, również nachodzimy kultem, żeby mieli nas miłymi.




Koło roczne

Kilka razy odwoływałem się do obchodzonych przez Jantar świąt. Nasze koło roczne, podobnie jak panteon, może w przyszłości zmienić się lub wzbogacić o nowe uroczystości. W tej chwili obejmuje czternaście obrzędów dorocznych:

Szczodre Godyprzesilenie zimowe
Obrzęd Wyłowienia12 dni po Szczodrych Godach
Święto Welesaokoło 11 lutego
Gromnicaostatnia pełnia przed Jarymi Godami
Jare Godyrównonoc wiosenna
Święto Jarowitakońcówka kwietnia
Święto Chorsamajowy nów
Noc Kupałyprzesilenie letnie
Święto Perunaokoło 20 lipca
Święto Mokoszyokoło 15 sierpnia
Święto Morzakońcówka sierpnia
Święto Plonówrównonoc jesienna
Dziadyokoło 02 listopada

Pogrubioną czcionką zaznaczone są święta słoneczne, wyznaczające najważniejsze punkty naszego cyklu obrzędowego. Święta z datami wyznaczanymi astronomicznie – przesileniami Słońca czy fazami Księżyca – obchodzimy w ich dokładnych datach. We wczesnych początkach dopasowywaliśmy ich termin do najbliższej soboty, z czasem jednak poprawiliśmy naszą praktykę.

Rok obrzędowy rozpoczynają dla nas Szczodre Gody. W zimowe przesilenie umiera stare Słońce i upada Drzewo Życia. Pogrążony w chłodzie i ciemności świat nie jest jednak całkowicie martwy – jest pełen chaosu, a ten jest zawsze twórczy. Na Ziemię zstępują Bogowie, Przodkowie odwiedzają żyjących bliskich, słowa i życzenia nabierają szczególnej mocy. To dlatego ongiś świat przemierzały gromady kolędników, świętymi pieśniami błogosławiący na dostatek w odwiedzanych gospodarstwach. Po śmierci starego świata rodzi się nowy, być może lepszy świat. Na pewno nieco inny. Ten, w którym my żyjemy, stwarzają nasze obrzędy. Stąd w Szczodre Gody, oprócz zapewniających płodność i urodzaj guseł oraz wróżb o pomyślności i szczęściu, dokonujemy bodaj najbardziej dla nas doniosłej wieszczby. Pytamy Ojca Bogów o słuszność uradzonych na wiecu Gromady nowinek: czy winniśmy jakieś jeszcze Bóstwo wzywać do Świętego Ognia, dotąd nam nieznany ryt wypełniać, albo robić coś inaczej. Nasza religia ma za cel podtrzymywanie ładu świata; ludzka mądrość sama nie wystarcza żeby ją rozwijać – trza zasięgnąć bożej rady. Pewne jest jednak, że w to nowe dobrze jest wchodzić z czystym rachunkiem. Dawniej wierzono, że przed Nowym Rokiem trzeba spłacić wszelkie długi. W naszym obrzędzie odbija się to w ofierze wyrównawczej. Człek nie zawsze jest świadomy otrzymanej od Bogów pomocy, nie zawsze należycie odwdzięcza się za Ich przychylność. Stąd składamy symboliczną ofiarę z miodu, żeby choć częściowo, sprawy te wyrównać, by okazać chociaż przed Bogami taką wolę i staranie.

Rysunek 7 "Zima. Kolędnicy z Gwiazdą" Zofii Stryjeńskiej [źródło]

Do powstałego świata życie wraca w czasie Jarych Godów. Pierwszy wiosenny grom otwiera Ziemię, uwalniając Ją i wody z niewoli Żmija. W naszym obrzędzie odpowiada temu dębowa męskość Peruna, użyta dla otwarcia Ziemi. Wzmożeniu płodności i sił ludzi służą zabiegi przechowane w tradycji ludowej – smaganie witkami i polewanie wodą. Wymieniamy się kraszankami – pobłogosławione nad Ogniem niosą nam zdrowie i dotknięcie Bogów. Czerwone jajo jest też darem, który składamy Przodkom. Cieszymy się z nadejścia wiosny i pory jasnej, a największą radością tego święta jest powrót z Zaświatów Młodego Boga – Jaryły. Jednocześnie ze świata znika Bogini Marzanna, żegnana przez nas i odprowadzana w Zaświaty.

Bogini pojawia się ponownie w czasie Nocy Kupały. Jest to swadźba Jej i Jaryły, a dla nas ludzi – święto radości i miłości. Przełomowym punktem święta jest zachód Słońca – wtedy Jaryło ginie, a my urządzamy Mu pogrzeb, podczas gdy Jego Luba znika w odmętach wody. Dla nas jest znak do rozpoczęcia rytualnej kąpieli i skoków przez Ogień, które otwierają całonocną biesiadę. Najwytrwalsi uczestnicy czekają by powitać poranne Słonejko – o ile nie ruszą wcześniej na poszukiwania zakwitającego tej nocy cudownego kwiatu paproci.

Rysunek 8 "Puszczanie wianków" Zofii Stryjeńskiej [źródło]

W równonoc jesienną obchodzimy Święto Plonów. Jest z nim związany jeden z najbardziej rozpoznawalnych elementów naszej religii: obrzędowe pytanie kapłana, czy zebrani wierni widzą go zza świątecznego kołacza. Gest ten pojawia się u nas w czasie każdego obrzędu ofiarnego, jako część błogosławieństwa przyniesionych darów, tu jednak przez swoje związki z poświadczonym historycznie rytem nabiera szczególnej wagi. Podczas Święta Plonów dziękujemy nie tylko za sukcesy w dziedzinie materialnej i zebrane dobra, ale za wszystkie dokonania pory jasnej. Pory jasnej, ponieważ pora ciemna właśnie się rozpoczyna. Inauguruje ją pogrzeb męskości Gromowładnego, która wiosną zapłodniła Ziemię, a teraz – udaje się na jesienno- zimowy spoczynek. Władcy pory ciemnej, Welesowi, zaplatamy symboliczną brodę, jako ofiarę dla pozyskania Jego przychylności.

Rysunek 8 "Dożynki" Zofii Stryjeńskiej [źródło]

Zarysowane wyżej obchody dotyczą świąt słonecznych. Obok nich rozmachem wyróżnia się święto Dziadów. Przodków gościmy na każdym obrzędzie, ten jednak poświęcony jest właśnie im. Świętujemy w maskach, które z jednej strony chronią nas przed niechcianą uwagą jakiegoś bytu z zaświatów, a z drugiej mają nam dopomóc nawiązać więź z Przodkami. Ważnym rekwizytem obchodów są zdjęcia naszych bliskich zmarłych, przy których opowiadamy sobie historie z ich życia. Dzięki temu podtrzymujemy ich pamięć, wzmagając też spójność wewnątrz Gromady. Poznajemy nawzajem swoich Przodków.




Symbole

Podstawowym narzędziem komunikacji w kulturze jest symbol. W zwartej formie przekazuje bogatą treść, przywołując ją natychmiast w świadomości każdego, kto jest świadom jego znaczenia. Oprócz takich właściwości ideowych jest też pewnym zjawiskiem estetycznym. Nie tylko może inspirować kolejne dzieła sztuki, realizujące stary symbol w nowy sposób, ale sam może pełnić funkcję ornamentu – i często to robi! Dla naszych Przodków nawet proste przedmioty codziennego użytku musiały być piękne. Nie były to jednak bezmyślne „ozdóbki”, ale coś, co miało być „ładne” – wprowadzać w rzeczywistość święty ład.

Rysunek 10 Ozdobione ostrze siekiery
[źródło: Kazimierz Moszyński, „Kultura ludowa Słowian” Warszawa 1967]

Rodzimowierstwo nie ma jednego, uniwersalnego symbolu, który każdy wyznawca nosiłby zawsze ze sobą i zdobił nim swój dom. Mamy natomiast szereg znaków – zaczerpniętych z archeologii, tradycji ludowej albo nawet współczesnych – cieszących się sporym powodzeniem. Na pierwszym miejscu trzeba tu wymienić wszelkie formy swastyk i kołowrotów. Licznie występują w „żródłach”, a najczęstsze interpretacje przypisują im znaczenie ogniowe i słoneczne. Współcześnie oprócz faktycznych wiernych Starych Bogów, często posługują się nimi odtwórcy historyczni, na pokazach ożywiający bitwy, rzemiosło i życie dawnych Słowian oraz kapele folkowe, czy artyści tworzący w nurcie „słowiańskim”. O ile w większości przypadków nie budzi to większych kontrowersji, trzeba pamiętać o historycznym balaście, który na symbolu swastyki położyły nazistowskie Niemcy w ubiegłym wieku. Nie pomaga tu nawet to, że wcześniej był używany wśród oznaczeń wielu innych armii – w tym naszej, polskiej. Rysunek 11 Swastyka w murze katedry w Kruszwicy (po lewej) i odznaka Czwartego Pułku Piechoty Legionów, rok 1918 (po prawej)

Rysunek 11 Swastyka w murze katedry w Kruszwicy (po lewej) i odznaka Czwartego Pułku Piechoty Legionów, rok 1918 (po prawej) [źródło] [źródło]

Zapewne był to jeden z powodów popularności jaką zdobył inny symbol, zwany współcześnie rękami Boga. Wypromowany przez środowisko Lecha Emfazego Stefańskiego stał się na długi czas najbardziej rozpoznawalnym w dzisiejszej wierze rodzimej. W dłuższej perspektywie jego recepcja przez inne Gromady okazała się jednak utrudniona czy wręcz niemożliwa. Odkryta w Białej, koło Łodzi, urna, z której symbol zaczerpnięto, okazała się być zabytkiem nie słowiańskim, a germańskim (konkretnie: wandalskim). Mimo to, stanowi element historii naszych ziem i zdarzają się (raczej jednostkowe) próby redefinicji wzmiankowanego symbolu.

Rysunek 12 Urna z Białej, z wyrytym symbolem "rąk Boga" [źródło] [źródło]

Rysunek 13 Świętowit woliński [źródło]

Bardzo rozpoznawalne są znaleziska figuratywne, wśród których należy wymienić wspomnianego już w tej książeczce Światowida ze Zbrucza oraz dużo mniejszego, związanego zapewne z kultem domowym, Świętowita z Wolina. Mimo pewnego podobieństwa form (oba idole przedstawiają Bóstwa czterolice) ich prawdopodobne znaczenie jest różne. Bogata ornamentyka posągu zbruckiego pozwala dopatrywać się w nim „traktatu filozoficznego wykutego w kamieniu”, jak to określił profesor Andrzej Szyjewski. Jego dokładna treść jest dla nas niedostępna, jednak skupiona była zapewne na budowie kosmosu oraz relacji Bogów, ludzi żywych i zmarłych. Natomiast posążek woliński znaleziono w zasięgu kultu Świętowita z Arkony, stąd mógł służyć kultowi domowemu tego Boga. Współcześnie stawiane są niekiedy posągi służące kultowi rodzimemu wzorowane na tych i innych znaleziskach.

Treści związane z podstawowym dla naszej wiary rodzimej, mitem o walce Gromowładnego ze Żmijem, można odszukać na znaleziskach okuć noży i biżuterii. Zaopatrzone bywają w motyw postaci antropomorficznej (górującej wówczas na złożeniem) i potwora. Najbogatsze jest prawdopodobnie okucie znalezione w Stargardzie (dzisiejszy Oldenburg), gdzie postać na dole zda się być Władcą Podziemi; z Jego głowy wyrastają, niczym rogi, końskie łby. Między Nim, a (domniemanym) Gromowładcą znajdują się liczne zwierzęta i postaci ludzkie. Pierwsze skojarzenia prowadzą w stronę idola zbruckiego i wyrażonej na nim koncepcji trójpiętrowego Wszechświata. Taka właśnie interpretacja dała początek obecnemu logotypowi naszej Gromady, Jantaru:

Rysunek 14 Zdobienie pochewki noża
[źródło: Paweł Szczepanik „Wczesnośredniowieczne brązowe okucia pochewek noży z przedstawieniami zoo- i antropomorficznymi z terenów Słowiańszczyzny Zachodniej. Obraz mityczny i jego treść” 2019]

Rysunek 15 Logo Stowarzyszenia Rodzimowierców Pomorskich - Jantar

Rodzimowierstwo posługuje się szeregiem symboli nawiązujących do korzeni, jednak opracowanych współcześnie. Za przykład mogą służyć znaki najszerzej czczonych Bóstw: Peruna, Welesa i Mokoszy. Są noszone w formie zawieszek lub ozdabiają sprzęty obrzędowe. Chętnie stosowane przez rodzimowierców „toporki Peruna” mają potwierdzenie w znaleziskach i korespondują z noszonymi przez wiernych Bogów Skandynawskich „młotami Thora”. Stosowany obecnie symbol Mokoszy inspirowany jest haftami białoruskimi, zaś Welesa – opracowany został całkowicie współcześnie, przez syntezę alchemicznego symbolu wody i głowy rogatego wołu.

Rysunek 16 Symbol Peruna i współczesna zawieszka – toporek Peruna [źródło] [źródło]

Rysunek 17 Współczesne zawieszki z symbolami Welesa (po lewej) i Mokoszy (po prawej) [źródło] [źródło]

Rysunek 18 Haft współczesny z symbolem Mokoszy

Słowo „symbol” kojarzymy zazwyczaj z prostymi znakami graficznymi, ewentualnie z różnymi formami plastycznymi. Tymczasem ważnym symbolem naszej wiary są też zapisane z „ust ludu” pieśni i podania. Stanowiąc żywy pomnik wiary Przodków i zdrój, z którego czerpiemy współcześnie, również są niezbywalnym świadectwem rodzimej religii. Cały tradycyjny rok obrzędowy rozbrzmiewa śpiewem – śpiewem, w którym dało się posłyszeć (wcale nieraz wyraźne!) echo dawnych mitów. Z karpackiej kolędy łatwo wyłowić stary mit o wydobyciu świata z morskiego dna:

Było to ongiś na początku świata
Wtedy nie było nieba ani ziemi,
Nieba ni ziemi tylko sine morze,
A pośród morza na dębie
Siedziały dwa gołębie.
Dwa gołębie na dębie
Toczyły taką naradę,
Radę radziły i gruchały:
Jakże my mamy stworzyć świat?
Spuśćmy się na dno do morza,
Wyniesiemy drobnego piasku,
Drobnego piasku, niebieskiego kamienia.
Drobny piaseczek posiejemy,
Z drobnego piasku – czarna ziemica,
- lodowata wodzica, zielona trawica.
Z niebieskiego kamienia – błękitne niebo,
niebieskie niebo, świetliste słoneczko,
Świetliste Słoneczko, jasny Miesiączek,
Jasny Miesiączek i wszystkie gwiazdeczki!

Wiele ludowych pieśni stało się inspiracją zespołów folkowych, nadających im nowe życie. Choć musimy jeszcze poczekać na zjawisko pokroju litewskiej Kulgrindy to zważywszy rosnącą popularność tematu, zda się być to już tylko kwestią czasu (Kulgrinda to związany z litewską wiarą rodzimą, Romuvą, zespół wykonujący i wydający w formie albumów ich pieśni obrzędowe).

Swoją liczebnością w zbiorach wybijają się pieśni związane z weselem. Wystarczy spojrzeć na zbiór Chodakowskiego „Śpiewy sławiańskie pod strzechą wiejską zebrane”, w którym stanowią niemal połowę materiału.

Przychodziły lwy, jelenie,
wszystko lasowe stworzenie.
Nawiedzały pannę młodą,
dziwiły się nad urodą.
I sarny się poschodziły,
cztery wianki przynosiły,
a ona im za te wianki
wdziwa na rogi pierścionki.
Za to, co ją odwiedzały,
te pierścionki odbierały.

Żadne słowiańskie wesele nie mogło obyć się bez kołacza, który również wypiekano rytualnie. Rytualnie, czyli ze śpiewem, jak np.:

Piekła Marysia kołacz,
piekła nadobna;
pod winem, pod winem,
pod rucianym wianeczkiem.
Kiedym pszeniczkę płukała,
wszystkie rzeki zbiegała;
pod winem, pod winem,
pod rucianym wianeczkiem.
Kiedy na niegom pytlowała,
wszystkie młyny zbiegała;
pod winem, pod winem,
pod rucianym wianeczkiem.
Kiedym na niego mąkę siała,
to się do męża śmiała;
pod winem, pod winem,
pod rucianym wianeczkiem.
Kiedym go przerabiała,
rączka mi się zwijała,
od samego ramienia,
do złotego pierścienia;
pod winem, pod winem,
pod rucianym wianeczkiem.

W większości przypadków zapisane po wsiach pieśni nie zawierają jawnych apostrof do Starych Bogów, ale do Ich schrystianizowanych zamienników: świętych. Stąd rodzimowiercy odzyskują nieraz taki tekst, wprowadzając doń postacie z rodzimego panteonu. Przykład takiej adaptacji za portalem www.konopielka.net.pl. Tekst ludowy:

Raduj się, oj raduj się ziemio
Syn boży narodził się

Oj u tej cerkwi aż troje okien
Raduj się, oj raduj się ziemio
Syn boży narodził się

A w pierwszym okienku wschodzi jasne słońce
Raduj się, oj raduj się ziemio
Syn boży narodził się

A w drugim okienku wschodzi jasny miesiąc
Raduj się, oj raduj się ziemio
Syn boży narodził się

A w trzecim okienku anioły latają
Raduj się, oj raduj się ziemio
Syn boży narodził się

Anioły latają, księgi otwierają
Raduj się, oj raduj się ziemio
Syn boży narodził się

Księgi otwierają i w księgach czytają
Raduj się, oj raduj się ziemio
Syn boży narodził się

Oraz wersja zreinterpretowana dla rodzimowierstwa, w której doprecyzowano, że Syn Boży jest Synem Swaroga, a cerkiew zastąpiono chatą. Taki wybór nie jest przypadkowy; dla „ludu” świątynia to bardzo ważne miejsce: jest w niej możliwy kontakt z Bogami, stanowi środek świata. W świetle kultur tradycyjnych „chatynka”, czyli dom, miejsce zamieszkania, ma podobne właściwości kosmiczne: poszczególne elementy konstrukcji i wyposażenia odpowiadają kolejnym sferom kosmosu lub poświęcone są konkretnym Bogom.

Raduj się, oj raduj się ziemio
Syn boży narodził się

Oj a w tej chatynce aż trzy okieneczka
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

Nie była to chatka, to kowala kuźnia
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

Z kowalowej kuźni złote iskry sypią
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

Młotem uderzają, gwiazdy wykuwają
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

Gwiazdy wykuwają, w okienkach wieszają
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

A w pierwszym okienku wschodzi jasne słońce
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

A w drugim okienku wschodzi jasny miesiąc
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

A w trzecim okienku jasna zorka świeci
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

Z bożym pozdrowieniem, bądźcie wszyscy zdrowi
Raduj się, oj raduj się ziemio
Swaroży syn narodził się

Bogate zbiory pieśni ludowych dostępne są obecnie za darmo w Internecie, by wymienić tylko:

www.konopielka.net.pl
www.piwnica.org
www.folbas.umcs.lublin.pl

Szczególnie ostatnia strona jest godna polecenia; zawiera w formie zdigitalizowanej teksty pieśni zebranych przez jednego z naszych najsławniejszych folklorystów – Oskara Kolberga.

I wreszcie: wiele pieśni pełne jest zwrotów do Słonejka czy Miesiączka, albo do Wiatru i Deszczejka. Tu już nic nie trzeba reinterpretować, a jedynie uderzyć w pokłon przed zachowawczością pamięci tradycji.




CZEŚĆ DOMOWA




Waga czci domowej

Najbardziej widoczną część naszej religii stanowią obchody świąt dorocznych, kiedy Gromada zbiera się wokół Ognia, by z pieśniami uczcić Bogów. Nic nie zastąpi dużej uroczystości, kiedy tłumnie przybywają ludzie. Pieśń płynąca gromko z wielu gardeł wywiera niezatarte wrażenie, które trudno porównać z czymkolwiek innym. Jednak zawężenie swoich poczynań jedynie do takich rytów uczyniłoby życie duchowe jednostki pustym. Podstawę osobistej religijności powinna budować cześć domowa, oddawana Bogom i Przodkom w gronie najbliższej rodziny, czy nawet samodzielnie. Tylko praktykując swą religią regularnie (czyli częściej niż „od święta”) można nią przesiąknąć i uczynić naprawdę ważną.

W tym rozdziale będzie więc podana propozycja takiego codziennego, prostego kultu domowego. Skupimy się tu na czci Swarożyca i Przodków oraz duchów z codziennego otoczenia. Na końcu przedstawię też prosty ryt, przeznaczony do dopełniania samodzielnie, w warunkach domowych.




Swarożyc

Rodzimowierstwo słowiańskie jest religią politeistyczną. Wyeksponowanie tutaj roli Boga Ognia, Swarożyca, wymaga więc pewnego wyjaśnienia. Jest istotnie ważną Postacią panteonu, dałoby się jednak wskazać Bogów, o których wiadomo więcej, czy mających więcej mitów. Spośród wszystkich Bogów On jednak najczęściej pojawia się w kulcie. Jak dotąd każdy nasz obrzęd, czy to świąt słonecznych, czy adresowanych do poszczególnych Bóstw, wymaga rozpalenia Świętego Ognia. Wyznacza Środek Świata podczas każdego rytu, przez Niego pozostali Bogowie zapraszani są na uroczystość i składana jest ofiara. Tyle o Jego roli we współczesności. Jednak zarówno historyczne źródła do religii słowiańskiej, jak mitologia porównawcza i świadectwo kultury ludowej, zgodnie potwierdzają cześć jaką z dawien dawna otaczali Go nasi Przodkowie. By zbliżyć się do zrozumienia tego zjawiska, musimy wczuć się w sytuację człowieka sprzed ery elektryfikacji. Ogień nie tylko pozwala przygotować posiłek. Napełnia obejście ciepłem – czyni je zdanym do zamieszkania, przeganiając chłód i wilgoć. Napełnia obejście światłem – pozwala w nim działać, poruszając się w świecie prawdziwym: widzialnym i oswojonym. Napełnia obejście dobrem – stanowiąc serce domowych obrządków niesie boże błogosławieństwo. Jednocześnie odstrasza wszystko co groźne i szkodliwe, na dzikich zwierzętach zaczynając, na złośliwych duchach kończąc. Jednocześnie sam jest skrajnie niebezpieczny. W typowej dla Słowiańszczyzny drewnianej zabudowie groźba pożaru była więcej niż realna, toteż z Bogaczem, jak też Ogień tytułowano, obchodzono się nader ostrożnie. Szereg tabu, zabraniających wytykania Go palcem, wkładania doń nieczystości, a nawet zbyt gwałtownego ryrania w palenisku, buduje dość sztywną etykietę zachowania wobec Niego. „Ogień to nie Twój Brat, żebyś się z Nim bawił”, jak przestrzegają słowiańskie matki swoje dzieci. Tak w ogromnym skrócie przedstawia się nabożny lęk, jakim Słowianin otacza Ogień. Dla większości z nas faktyczne, płonące w domu ognisko jest dziś raczej pełną uroku osobliwością, niż czymś oczywistym. Ale czyż wracając do rodzimych wierzeń nie staramy się wskrzesić owego dziewiczego piękna ludzkiej duchowości?

Większość znanych mi rodzimowierców posiada w swoich domach ołtarzyki. Najczęściej mają formę wydzielonej półki czy szafki, na której umieszczone są posążki Bogów i inne przedmioty kultowe, czasem szczególnie drogie pamiątki rodzinne. Mimo dużej różnorodności większość dzieli wspólny szczegół: Ogień. Zapalany podczas modlitwy, w szczególnych okazjach czy nawet podtrzymywany w sposób ciągły, domowy Ogienek gości w każdym bez mała rodzimowierczym domu.

Sam do czci Ognia podchodzę w następujący sposób: pierwej rozpalam Go ze słowami: „Witaj nam Gościu w czerwonym płaszczu! Ogieńku, Skarbicku Boży, nie dajże nam nigdy zubożeć! Pozdrowiony niech będzie Święty Ogień! Pozdrowiony niech będzie Święty Ogień! Pozdrowiony niech będzie Święty Ogień!”, co jest zaczerpnięte wprost z zachowanej w folklorze tradycji. Następnie zwracam się do Niego z dłuższą już modlitwą. Jest ona mojego autorstwa i pojawia się również na obrzędach dorocznych mojej Gromady, Jantaru. Jej słowa podaję do użytku dla tych, którym brak tego typu tekstu lub chcieliby modlić się w ten sposób.

Święty Swarożycu!
Wstań ze swego łoża,
Wznieś czerwony płomień,
Rozlej złotą światłość,
Zapal jasne światło!
Ty z ciemności świat dobywasz,
Nocy mrok i strach przepędzasz,
Nocą mały dzionek budzisz
I widzialnym wszystko czynisz,
Jakbyś stwarzał to na nowo,
O Słonejko Ziemskie!
Ogniu Czysty, Ogniu Święty, Ogniu Jasny!
Ogrzej nas swym ciepłem,
Uciesz nas swym światłem,
Obdarz nas swym dobrem!




Przodkowie

W wierzeniach Słowian poczesne miejsce zajmował kult Przodków. Idąc przed nami w kręgu życia przygotowują nam drogę, dając nam w ogóle możliwość istnienia. Jednak po śmierci dusze nie znikają bezpowrotnie; z jednej strony cienie Dziadów odwiedzają w pewne dni kraj żywych, by doglądać swej spuścizny. Z drugiej u Słowian zachowała się również idea krążenia dusz. Przyjąwszy ptasią postać wracają z Wyraju by się wcielić ponownie – to owe „ptaki wracające zza morza”. Jako kwiaty wyrastają ze swojego grobu, przyjmując taki kształt. Wreszcie liczne duchy Przyrody to mają być właśnie dusze zmarłych ludzi, które znalazły sobie taką „niszę”.

Cześć Przodków opiera się na dwóch sprawach: wspominaniu ich oraz ugaszczaniu, kiedy odwiedzają świat żywych. Poświęconymi im obrządkami nasycone są w zasadzie całe jesień i zima, ze świętami Dziadów oraz przesilenia zimowego jako najważniejszymi punktami.

Trzeba zdać sobie sprawę, że kiedyś tego typu sprawy miały nieco inny, głębszy wymiar. Obecnie nasz krąg znajomych jest często bardzo rozproszony; dzięki mediom mamy możliwość błyskawicznego kontaktu z ludźmi z całego świata. Za to z rodziną i sąsiadami utrzymujemy nieraz kontakt bardzo nierówny, części z nich nie za bardzo znając nawet całe życie. Społeczności były kiedyś dużo bardziej zamknięte, ale przy tym – bardziej zwarte wewnętrznie. Większość „miejscowych” znała się, często powiązani byli również więzami rodzinnymi. Dlatego kult Przodków mógł mieć znaczenie nie tylko na tle kręgu pokoleń, ale też – to już moja interpretacja – jako celebracja wspólnoty, pewnej grupy ludzkiej, ze wspólnymi Przodkami. Jednak nie bez powodu naszej kulturze właściwe są miejsca pochówków przypisane raczej do miejscowości, niż do poszczególnych rodzin.

W Jantarze Przodków zapraszamy w czasie każdego obrzędu; by przybyli ci z nich, którzy sobie życzą takiej gościny. Natomiast w całości im poświęcone są obchody uroczystości Dziadów. Sam do codziennej ich czci podchodzę bardzo prosto, pozdrawiając ich krótko przy okazji modlitwy przy Ogniu, czasem też przywołując związane z nimi wspomnienia. W czasie dedykowanych im świąt zadusznych – jak Dziady czy Szczodre Gody – pozostawiam dla nich na noc posiłek, na przygotowanym stole. Wtedy jest też najlepszy czas na wspólne rodzinne wspominki.




Duchy z naszego otoczenia

W większości powoływałem się wyżej na „obrzędowość”, na rytuały i uroczystości: na sytuacje w jakiś sposób specjalne. Tymczasem niezwykłością przesycona jest cała codzienność. W naszych rodzimych podaniach przejawia się ona pod postacią wszechobecnych duchów. To istoty zasiedlające Przyrodę: lasy i źródła, rzeki i łąki, niebo i morze... Pierwsze z brzegu opracowanie słowiańskich tradycji przytacza opisy spotkań z utopcami i wiłami, mszczącego się na niszczycielach lasu borowego, czy działalności zawiadujących pogodą chmurników. Nie tylko Przyroda jest pełna takich postaci: ludzkim gospodarstwem opiekuje się domowik, utożsamiany z Przodkiem-założycielem rodu. Nie działa on sam, lecz w towarzystwie wcale licznej świty odpowiedzialnej za poszczególne części obejścia. Tego obrazu dopełniają wszechobecne wręcz dusze „pokutujące”, jak je nazywa (schrystianizowany) folklor. Przebywają dosłownie wszędzie: w piecach i miotłach, w rzekach i drzewach, a nawet w drewnianych szczapach na opał. Ja upatruję tu wykolejonego przez chrystianizację śladu animizmu: prastarej wiary w wypełnienie świata przez duchy.

By przejść do rzeczy: spodziewając się, żem wkroczył w miejsce pobytu jakowegoś ducha, pierwej go pozdrawiam. Czy to to „własnego” domowika, czy opiekuna lasu. Ofiarę na łonie Przyrody składam czasem; mijając głaz czy drzewo przez tradycję czy niezwykłość uświęcone, kładę przy nich duchom coś drobnego. Trudniej w domu; ongiś się inaczej budowało, więcej zwierza w domu się trzymało, łacniej mógł domowy czyjeś znaleźć pośrednictwo i ofiarę przyjąć. Jakimś wyjściem jest pozostawieniu mu w darze np. kaszy – w osobnej miseczce, która zostanie obrzędowo spożyta potem w gronie rodzinnym, bądź spalona w świętym Ogniu. Dla uczczenia go można jednak zaadaptować również ryt domowy, który proponuję niżej.




Ryt domowy

Najbardziej widoczną częścią religii są jej obrzędy; dokonujące się z okazji świąt dorocznych, czy obrzędów przejścia w społeczności wiernych. Życie pełne jest jednak sytuacji, w których potrzebujemy wsparcia, bądź doznawszy sprzyjających okoliczności pragniemy za nie podziękować. Nie zawsze będziemy chcieli czekać z tym na najbliższe doroczne święto. Zdarza się zresztą, że to właśnie uczestnictwo w grupowym obrzędzie jest właśnie tym, czego los nam odmówił – przez chorobę czy obowiązki.

Dla tych i podobnych okoliczności przedstawiam poniżej propozycję rytu domowego: przeznaczonego do samodzielnego wypełnienia w domu. Zasadza się na archaicznym modelu, utożsamiającym obrzęd ofiarny z zaproszeniem na posiłek dostojnych Gości – Bogów.

I Przygotowanie duchowe

Dobre przygotowanie do obrzędu stanowi post, którego przykładem jest bardzo podstawowy, wykluczający z diety mięso, słodycze, alkohol. Jego zasadnym uzupełnieniem, jest medytacja. Najprostsza może przybrać formę regularnej modlitwy, wypowiadanej w głębokim skupieniu. Ważne by odciąć się od zabiegania i krzątaniny, przejść do działania w czasie świętym, w którym nawiązujemy z Nimi kontakt.

II Oczyszczenie

Podstawowymi środkami, które służą nam do rytualnych oczyszczeń są dym z ziół (np. bylica zwyczajna, dziurawiec) oraz woda. Bezpośrednio przed przystąpieniem do sprawy należy oczyścić siebie, miejsce obrzędu oraz przygotowane rzeczy: poprzez okadzenie dymem i skropienie wodą.

III Oddanie czci Bogom

Ta część stanowi serce przedstawianego rytu i obejmuje następujące kroki: rozpalenie Ognia, modlitwę i ofiarę. Oczywiście, w większości miejskich domów nie rozpalimy pełnego Ognia ofiarnego, który poniósłby nasze dary. Jako domowego zamiennika można użyć świecy (najlepiej naturalnej, woskowej), zaś po rozpaleniu normalnie powitać Ogień słowami: „Witaj nam Gościu w czerwonym płaszczu! Ogieńku Święty, Skarbicku Boży, nie dajże nam się nigdy zubożyć!” oraz trzykrotnym: „Pozdrowiony niech będzie Święty Ogień!” i podaną wcześniej modlitwą do Ognia. Uzupełnić ją można prośbą o poniesienie ofiary do konkretnego Bóstwa i/lub Przodków, ku którym się zwracamy.

W większości przypadków ofiara nie będzie mogła przyjąć swojej właściwej postaci: daru złożonego w płomienie. Z pomocą przychodzą nam wzorce przechowane w folklorze. Kobiety ze wsi przychodziły pod święte obrazy, rozłamując upieczony na tę okazję chleb – tak by dobywająca się z niego para omywała ów obraz. W naszym przypadku również możemy przygotować chleb, lub inne danie ofiarne, którego parę skierujemy na płomień świecy, bądź też na nasz domowy posążek Bóstwa.

IV Świąteczny posiłek

Naturalnym przedłużeniem obrzędu ofiarnego jest biesiada w obecności Świętego Ognia. Ta chwila daje się lepiej niż dobrze urzeczywistnić w warunkach domowych, kiedy przy wspólnym stole zasiądą biorący udział we wcześniejszej ofierze domownicy.




DROGA DO BOGÓW

Poprzednie rozdziały wprowadzały w historię rozwoju wiary rodzimej oraz w podstawy kultu realizowanego w Jantarze. Ten rozdział odwołuje się mniej do samej tradycji, a opisuje zręby wypracowanej u nas specyficznej filozofii religii. Należy zaznaczyć, że chociaż obecnie to nasza jedyna spójnie sformułowana doktryna, to jest to tylko propozycja pewnego podejścia. Nie rości sobie praw do statusu jedynego słusznego dogmatu, ani nie jest narzucana w Gromadzie. Z tego względu stosowane niżej zwroty językowe typu „uważamy”, „uznajemy” itp. należy traktować jako najporęczniejsze w danym kontekście konstrukcje lingwistyczne, nie jako deklarację monolitu ideowego.




Podejście do religii

Wraz z aktywnością w jakiejś dziedzinie, pojawia się i pogłębia refleksja na temat swoich działań. Nie inaczej jest w przypadku religii. System teorii religijnej wypracowany w Jantarze nosi nazwę „Drogi do Bogów”. Nazwa ta oddaje w pełni cel, określony jako zbliżanie się (asymptotyczne) do kondycji boskiej. Stąd też podstawowe pojęcie, dobro, zdefiniowane zostaje jako wszystko to, co przybliża człowieka do Bogów. Prostą konsekwencją takiego podejścia będzie silny teocentryzm naszego systemu. Bogowie stawiani są w centrum zainteresowania zarówno zabiegów typowo kultowych, jak i rozwoju duchowego jednostki.

Aparat teoretyczny „Drogi do Bogów” składa się trzech zasadniczych części: religii kosmicznej, religii wspólnoty i etyki. Ta pierwsza skupia się na mitycznej strukturze kosmosu, obejmując takie zagadnienia jak animizm czy hierofaniczna wartość Przyrody. Religia wspólnoty rozważa wzajemne relacje jednostki i Gromady. Oba te działy poszukują piękna i prawdy: piękna zawartego w dziewiczej Przyrodzie i prastarych pieśniach, prawdy o świecie, o nas samych i wreszcie – o Bogach. Syntezy ich dążeń stara się dokonać trzeci dział, etyka. Ta zajmuje się przede wszystkim pojęciem dobra.




Animizm

Jednym z poglądów przypisywanych archaicznym religiom jest animizm: założenie o zamieszkaniu świata przez duchy. W „Drodze” jest przyjęty w skrajnym ujęciu: potencjalnie samoświadomą duszę posiada wszystko co jest. Od istot biologicznie żywych, przez „nieożywione” byty materialne i zjawiska Przyrody, aż po pojęcia abstrakcyjne. Od człowieka i zwierząt, przez głazy i burze, aż po uczucia czy pracę na roli. W ten ciąg włączamy też Bogów. Przyznajemy Im wielką moc i mądrość – wykraczające w sposób niepojęty ponad nasze własne. Co do natury przyjmujemy jednak, że co najmniej dzielą ją częściowo z całą resztą istnienia. Ich samych uważamy za potężne Duchy, a tym samym, duchową osnowę świata – za pozbawione dziur i nieciągłości continuum.

Taka postawa powinna pociągać za sobą odpowiedzialność za własne działania. Wszelki byt jest tak naprawdę podmiotem, a nie tylko biernym przedmiotem. Ja nie „gram na rogu”, ale „mój róg gra ze mną”. Ja nie „jadę samochodem”, ale „ja i mój samochód jedziemy razem”. Ja nie „zjadłem mięsa z kurczaka”, lecz „zjadłem kurczaka (mięso oraz cząstkę duszy)”. Myślę, że te przykłady dobrze oddają o co chodzi.

Duże znaczenie w dochodzeniu do takich poglądów miało dla mnie pojęcie piękna. Takiego bezinteresownego, jak to bijące od zachodzącego Słonejka. Ze wszystkich uczuć jest to bodaj najmniej „praktyczne ewolucyjnie”, słabo sprowadzalne do popędów biologicznych. Stąd jego źródła upatruję w tym „drugim” świecie, w naszej cząstce niematerialnej. A gdyby takie „piękne” przedmioty i zjawiska nie miały własnego ducha – co duch nasz miałby w nich pokochać na tyle, by doznać wrażenia „piękna”?

Trzeba też uczciwie stwierdzić, że z mocno pojętego animizmu, w którym „wszystko ma duszę” łatwo dojść do pytania: „czy wszystko ma swoje dusze indywidualne czy istnieje tylko jedna dusza – dusza wszystkiego?” To drugie stanowisko to byłby już panteizm – zwłaszcza wobec koniecznego uwzględnienia Bogów we „wszystkim”. „Droga” pozostawia tę kwestię otwartą, deklarując się jako animistyczna, jednak panteizmu nie odrzucając. Twierdzenie o jednej, uniwersalnej duszy (panteizm) da się doskonale pogodzić z przyznaniem obecności, jakiejś, duszy w każdym bycie (animizm). To drugie zda się jednak ogólniejsze.

Wzmiankę nt. animizmu zakończmy pojęciem śmierci. Nawet ona, wobec stwierdzenia „wszystko ma duszę” nie jest ostatecznym końcem. Jest po prostu zmianą sposobu istnienia. I rzeczywiście, niemal wszystkie religie naturalne znają w różnych formach wiarę w reinkarnację. W naszej tradycji jednym z jej śladów ma być pewna pieśń z Rzeszowszczyzny. W jej treści spalona na pogrzebowym stosie dziewczyna powraca do tego świata jako wyrastający na jej grobie kwiat.

Napolta ze mnie, napolta ze mnie
Popiołu, popiołu
I rozsiejta mnie, i rozsiejta mnie
Po calusieńkiem polu
Wyrośnie ze mnie, wyrośnie ze mnie
Stokrótka, stokrótka
Będzie mnie płakać i będzie załować
I ojciec, i matka
Wyrośnie ze mnie, wyrośnie ze mnie
Lelija, lelija
Będzie mnie płakać i będzie załować
Rodzina, rodzina
Wyrośnie ze mnie, wyrośnie ze mnie
Rózy kwiat, róży kwiat
Będzie mnie płakał i będzie załował
Cały świat, cały świat
Będzie mnie płakał i będzie załował
Cały świat, cały świat




Przyroda

Wyznawcy większości wiar etnicznych instynktownie czują wagę Przyrody dla swojej duchowości. Najlepsze do czego doszedłem próbując ją zdefiniować to „pierwotne dzieło Bogów, które może służyć dobru każdego bytu.” Prastara puszcza jest Przyrodą, dającą schronienie niezliczonym istotom. Zrzucone przez Bogów z nieba narzędzia Przyrodą nie są, bo służą tylko człowiekowi. Nasadzony przez człowieka las jest blisko Przyrody, choć już nie jest jej czystą manifestacją.

Rola Przyrody zdecydowanie wykracza poza czysto ekonomiczną, związaną z surowcami naturalnymi. W oczach naszej religii pełni wyjątkową funkcję hierofanii: przejawia się w niej to, co święte. Budzi natchnienie już samym swoim pięknem i jest dostępna doświadczeniu nawet najmniej wrażliwych jednostek. Ponadto: widoczny w niej ład i jej sposób działania podyktowane są wprost wydarzeniami mitycznymi. Kontemplacja Przyrody może dać pogłębione zrozumienie świętych opowieści z jednej strony, a z drugiej – pozwolić wnioskować o ich treści tam, gdzie brak nam przekazu tradycyjnego. Dokładnie jak wtedy, gdy przez skutki docieka się przyczyny.

W tym miejscu trzeba też wyjaśnić jedną sprawę: wiara rodzima nie jest „kultem Przyrody”. Owszem, zawiera w sobie taki pierwiastek, ten jej jednak nie wyczerpuje. Skupiamy się na czci osobowych Bogów, a Ci – ochoczo zajmują się wszelkimi przejawami ludzkiej aktywności.




Mity

Tak jak „dobro” wyznacza cel istnienia poszczególnych bytów, tak mity zawierają model ich funkcjonowania. Kosmiczny precedens, dokonany „ongiś na początku świata” przez Bogów i bohaterów, powtarza się docześnie, już na innych poziomach kosmosu, jak na mniejszych gałązkach fraktalnego drzewa. Odstępstwa od tego modelu to przejawy chaosu.

Mity mają wielką moc wyjaśniającą: ten, o Gromowładnym i Jego zwycięstwie nad Gadem aż chce się przyrównać do pierwszej wiosennej burzy i odejścia zimy, do uwolnienia wód. Nie trzeba jednak mitów traktować jak metafor fenomenów naturalnych. Raczej jako pewien poziom prawdy, skupiający się na przyczynach metafizycznych, wywołanych działaniami osobowych Bogów.

Choć każda opowieść skrywa inną część prawdy, to można postawić kilka wniosków ogólnych. W zgodzie z nimi pozostaje większość, o ile nie całość, tradycji mitologicznej naszej, ale też pozasłowiańskiej.

Pierwszym co rzuca się w oczy jest cykliczność czasu. Co roku, lub w innych cyklach, powtarzają się te same obrzędy, Przyroda przechodzi te same fazy, podobne zjawiska dzieją się w świecie. Każdego lata zapalamy ognie sobótkowe, każdego dnia Słonejko wstaje o świcie, pokolenia wciąż starzeją się, ustępując kolejnym. Dziś jesteśmy uczeni myśleć o czasie w kategoriach liniowych. Od jednego zdarzenia do drugiego. Jednak gdyby naszkicować oddającą jego naturę linię według archaicznej kosmologii, to nie byłaby to linia prosta, ale koło.

Struktura kosmosu jest piętrowa, trójdzielna, z podziałem na światy dolny, środkowy i górny. Widać to na „Swiatowidzie ze Zbrucza”, słychać to w podaniach o zamieszkującym niebo Bogu, czy podziemnych wężach. Ogólnoludzką koncepcją jest oś świata, axis mundi, łącząca owe trzy światy. W naszej tradycji najczęściej jest do Drzewo Życia, w pieśniach zjawiające się najczęściej jako dąb lub jawor. W jego koronie krążą białe orły, przy pniu pszczoły, a w korzeniach siedzą czarne bobry. Każdy z trzech światów ma tu swoich przedstawicieli.

Jedna rzecz to budowa świata, a inna – jego dynamika. Ta zaś tchnie w optyce naszych mitów dualizmem. Nie moralnym, w opozycji dobro-zło, ale ontologicznym. Dopiero złączenie dwóch przeciwstawnych, a dopełniających się sił może powołać nową jakość. Z Jaja kosmicznego powstaje Ognisty Swaróg i rozlewają się Pierwotne Wody, Perun i Weles muszą współpracować żeby powstała pierwsza Wyspa, pierwsza sucha Ziemia.




Kultura

Dotychczas omawialiśmy to, jak nasza religia postrzega kosmos. Teraz czas przejść do zagadnień związanych z człowiekiem: do „kultury”. Tę traktować będziemy bardzo szeroko, jako wszystko to, co związane jest z działalnością ludzką: od religii i sztuki, przez rzemiosła, aż po medycynę, wojnę i organizowanie się społeczności. Z wielkiej litery „Kulturą”, będę nazywać taki jej stan, w którym umieszczone w niej jednostki pcha w kierunku dobra – pojętego jak w „Drodze do Bogów”.

Co do swojego charakteru, kultura może być zdominowana przez jeden z dwóch wektorów: zysk lub ideologię. Zysk promuje zabieganie o jakieś dobro ekonomiczne (materialne, usługowe), a ideologia podtrzymanie pewnego programu noosfery: demokracji, praw człowieka, konkretnej religii. Co ważne, kierunki te nie są sobie przeciwstawne, a są raczej ortogonalne: możliwe jest jednoczesne zorientowanie kultury na zysk (rozwój gospodarczy) i jakąś ideologię, choćby pozytywistycznej nauki. Idea racjonalizmu to wciąż idea – i to roszcząca sobie nieomylność.

W tym miejscu miałem silną pokusę skreślić choć akapit, referujący moje spojrzenie na stan współczesnej polskiej kultury (w tym szerokim rozumieniu). Z której jednak strony do tematu bym nie podchodził, nie byłem zadowolony. Za każdym razem powstawał tekst, który albo był nijaki, albo skupiał się na wytykaniu wad. Przyjąwszy zaś zasadę, że skupiam się na działaniach konstruktywnych i na tym co „moje”, ograniczę się do stwierdzenia, że stan obecny uważam pod wieloma względami za „zły”. Wolę przedstawić, jaki stan widziałbym „dobrym”.

Zysk powinien zostać podporządkowany idei „dobra”, która to powinna zyskać rolę nadrzędną w systemie sterującym. Religia słowiańska, jak zresztą i inne religie etniczne, posiada dużą moc tworzenia ładu. Oferuje bogatą obrzędowość, porządkującą nie tylko koło roczne, ale również etapy życia jednostki. Nasza rodzima sztuka (i ta ludowa i ta „wyższa”) zawiera dość wzorców dla inspiracji duchowych uniesień, by nie trzeba było topić się, próbując zaczerpnąć łyk współczesnej pop-papki. Nie do przecenienia jest również wartość nauki. Jedynie ona, kiedy faktycznie „zbłądzi pod strzechy”, ma moc chronienia ludzi od „ciemnoty”. Tym i innym „dobrym” ideom należałoby zysk podporządkować, tak by zapewniał stabilny rozwój i bezpieczeństwo kraju (energetyczne, militarne), lecz by wyeliminować gospodarkę rabunkową. By człowiek zamiast pasożytem biosfery stał się jej nośnikiem świadomości – zgodnie z koncepcjami Cenina i Słowińskiego.

W czym taka Kultura mogłaby się realizować? Najlepiej – w codzienności. Duże i widowiskowe wydarzenia pokroju rytuałów i festiwali są wspaniałe, ale do prawidłowej recepcji potrzebują przygotowanego gruntu: nasiąknięcia ludzi pewnym modelem postrzegania. To zaś może stać się przede wszystkim przez rzeczy małe, a częste. I to już się dzieje: po Słowiańszczyznę coraz częściej sięgają artyści, w jej nurcie działają odtwórcy historyczni. Jest obecna w beletrystyce, pojawia się w grach komputerowych i filmach. Niektóre próby są mało fortunne czy wręcz szkodliwe, gdy wciąż odradzającą się u nas świadomość słowiańską próbują eksploatować szarlatani, przed którymi trzeba zwyczajnie ostrzegać. Wierzę jednak, że wraz z popularyzacją tematu, umacniać się będzie także rzetelna wiedza na jego temat. Wtedy „rynek słowiański” sam się oczyści, a to co jest w nim dobre już teraz pracuje na rzecz lepszego modelu Kultury niż obecna.




Społeczeństwo

Omawiając ludzką wspólnotę, nie sposób pominąć sposobu jej organizacji. W społeczności dawnych Słowian dałoby się zapewne wyodrębnić grupy odpowiadające „trzem funkcjom”, które postuluje się dla ludów indoeuropejskich: wytwórców, wojowników oraz (traktowanych łącznie) władców i kapłanów. Miejsce człowieka w grupie było konkretnie określone przez jego urodzenie, wiek, zajęcie.

Współcześnie mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją, gdzie mówi się, że „wszyscy są równi”. Pomysł powrotu do trzech warstw, czy dowolnego innego systemu o naturze kastowej, spotkałby się zapewne z gwałtownym odrzuceniem przez współczesną Europę, w tym Polskę. Problem w tym, że kasty mamy i to mocno wykrystalizowane. Podział na wytwórców, walczących i panujących został zastąpiony skalą posiadania. Nawet powszechny dyskurs posługuje się określeniami „klasa wyższa”, a obecny system podatkowy przewiduje mechanizmy dla „klasy średniej”. „Klasa niższa” pojawia się jakoś rzadziej, zda się dla swojego pejoratywnego wydźwięku. Może tylko granice między nimi są bardziej płynne, a mobilność większa.

Podobnie, zanikły silnie zaznaczone obrzędy przejścia; brak inicjacji społecznej we właściwym tego słowa znaczeniu. Jednostki na podobnym etapie życia wciąż gromadzą się w skupiska: młodzież w szkołach i uczelniach, dzieci na placach zabaw (a obok – ich rodzice) itd. Nie ma jednak mowy o przyjęciu jednostki przez kolejną grupę społeczną, nie ma nic na zasadzie: „Teraz my, żonaci gospodarze, ojcowie rodzin, jak się już Jasiu ożeniłeś, przyjmujemy Ciebie do swojego grona. Od tej pory może zabierać wśród nas głos jak równy i liczyć na naszą pomoc. I nie jesteś już Jasiu, tylko Pan Jan.”

Jeszcze jedną rzeczą, która przydałaby się współczesności to powrót autorytetów: kogoś, w kogo można byłoby wierzyć że niezależnie od wyniku wyborów, od bieżącej sytuacji gospodarczej czy innych okoliczności – będzie głosem mądrości, że będzie kierować się najlepiej pojętym dobrem wspólnoty. Potrzeba nam ludzi, którzy byliby w stanie zgromadzić dużą „sławę”: nie koniunkturalny „fejm”, ale zasób szacunku i społecznego zaufania.




Tradycja

Jednym z największych dóbr rosnących w ludzkiej zbiorowości jest jej tradycja. Gromadząca w sobie doświadczenia pokoleń, dostarcza ustalonych wzorców postaw i zachowań. Szczególnie dotyczy to takich rzeczy jak kierunek obierany w sztuce, obrzędy, formy wydarzeń i uroczystości. Nawet tak zdawałoby się „postępowa” dziedzina jak nauki ścisłe ma swoje „tradycje”. Tak prozaiczna sprawa jak konwencja oznaczania trzech wzajemnie prostopadłych kierunków przez x, y, z podyktowana jest nie czym innym jak tylko tradycją właśnie. By nie wspomnieć o przywiązaniu społeczności uczelnianych do rytuałów, jak uroczyste rozpoczynanie roku akademickiego.

Wróćmy jednak na nasz grunt, związany z wiarą rodzimą. Skarbiec folkloru przechował dla nas bogatą ludową poetykę obcowania ze światem, obrzędowość i podania. Czerpiąc z tego zdroju robimy coś więcej, niż tylko sięgamy do gotowych modeli rytuałów i tekstów obrzędowych: budujemy swoją tożsamość. A w kontaktach z sacrum tożsamość to ważny znak rozpoznawczy, takie „To my! Ci co latem skaczą przez Ogień! Swojacy!”




Ku dobru - etyka

System myśli nazywający swe podstawowe pojęcie „dobrem” nie mógłby się obyć bez etyki. W zgodzie z przyjętym określeniem, „Droga do Bogów” promować będzie wszystko to, co do Bogów zbliża, ganić wszystko co oddala. Od poziomu pojedynczego człowieka i jego „prywatnej” kondycji, i relacji z sacrum, po ludzką zbiorowość, i stwarzanych przez nią warunków.

Nie chodzi o to, by podawać teraz konkretne przykazania i wytyczne. Problemem sztywnych kanonów jest zbyt łatwa dowolność i wybiórczość interpretacji, przy jednoczesnej niemożności uwzględnienia wszystkich sytuacji. Mógłbym w tym miejscu zacząć rozwodzić się na temat obowiązków jednostki wobec siebie samej i własnego rozwoju, a także wobec społeczności: od rodziny, przez lokalną gromadę, aż po naród i gatunek cały homo sapiens, a potem przejść do omawiania roli, jaką zbiorowość pełnić powinna wobec jednostki i tak dalej...

Nie o to chodzi. Każdy kto przeczytał wcześniejsze rozdziały i ma podstawową wrażliwość w sercu, powinien mieć już jakieś wyobrażenie o tym, co „Droga do Bogów” nazwałaby „dobrym”. Zamiast więc brnąć w takie wyliczenia, wróćmy do źródeł naszej słowiańskiej kultury, do tekstów tradycji. Nasze bajki i pieśni wytyczają jasny wzór. Gospodarz, co „stoi między kopami, jak Miesiączek między gwiazdami”, matka – wzywana we wszelkich nieszczęściach i smutkach. Gromiący potwory junak, czy dziewczyna – potrafiąca powiedzieć coś dobrego o każdym z dwunastu Miesięcy. To są postacie, którym życzy się pomyślności, które zdobywają miłość i dostatek, sympatię słuchacza. Chciwą macochę, skąpca, żarłocznego smoka – ich spotyka nędzny koniec. Zwycięstwo należy to tych, którzy nawet pokrzywdzeni zachowują w sobie serdeczność i dzielność, są twórczy, podtrzymują ład. Podsumowuje to tytuł, jaki Florian Ceynowa nadał spisanemu przez siebie zbiorowi bajek kaszubskich: „Dobro zwycięża”.




CO CZYTAĆ?

Odniesienia do mitologii i źródeł zamknęły się w tej książeczce na poziomie ogólników. Jej celem nie było zreferowanie historii badań na religią Słowian, ani nawet przedstawienie zarysu funkcjonujących w obiegu teorii naukowych na ten temat. Zadaniem tego opracowania było z jednej strony dać wchodzącemu dopiero w te zagadnienia Czytelnikowi punkt zaczepienia, a z drugiej – wprowadzić w konkretną realizację wiary rodzimej, jaka ma miejsce w Jantarze. Poniżej wymieniam natomiast kilka pozycji, od których myślę że warto rozpocząć zgłębianie tej dziedziny.

Aleksander Gieysztor „Mitologia Słowian” 2006

Kamil Kajkowski „Mity, kult i rytuał – o duchowości nadbałtyckich Słowian” 2017

Michał Łuczyński „Mity Słowian – śladami świętych opowieści Przodków” 2022

Karol Modzelewski „Barbarzyńska Europa” 2004

Paweł Szczepanik „Słowiańskie Zaświaty – wierzenia, wizje, mity” 2018

Andrzej Szyjewski „Religia Słowian” 2003

Andrzej Szyjewski „Etnologia religii” 2016

Joanna i Ryszard Tomiccy „Drzewo Życia” 1975

Anna Zadrożyńska „Powtarzać czas początku” 1985

obrazki