2024-04-17

Świat jest żywy - okiem animisty

Przez lata przyzwyczailiśmy większość publiczności do tego, że “Jantar to animiści”, “u nas dominującym poglądem na religię jest animizm”, czy “obieramy animizm za punkt wyjścia religii w ogóle, a kulturę słowiańską uważamy za jego szczególną realizację”. Co więcej, ten nasz animizm to w istocie panpneumia - bo uważamy, że duchy są dosłownie wszędzie, we wszystkich i we wszystkim. Ale dość już mądrych pojęć - czas przybliżyć praktyczne konsekwencje takich pomysłów, a przede wszystkim… jak się z nimi oswoić!

Zacznijmy od rzeczy zdałoby się banalnej i tak prostej, że aż nazbyt oczywistej: zastanów się, choć przez chwilę, jak się czują mijani przez Ciebie ludzie. Nie ma sensu mówić o mistycznych związkach z duchami, jeżeli nazbyt często otaczających nas ludzi redukujemy do bezimiennego i bezkształtnego tłumu. Poświęć chociaż chwilę, żeby spojrzeć na każdą z napotykanych osób i pozwól pojawić się refleksji: “Ta pani czuje się…” i wystarczy. Nie próbuj zgadywać i snuć domysłów. Najważniejsze jest samo uzmysłowienie sobie, że ten człowiek obok też ma jakieś uczucia, też może odczuwać różne rzeczy.

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy oswoimy się już z takim patrzeniem na innych, włączamy kolejną sprawę: trzeba dostrzec, że wszyscy mają jakieś związki. Ten starszy pan na ławce może mieć żonę, która czeka w domu na zakupy, wnuka, który zapomniał zadzwonić, ulubioną ławkę, na której właśnie siedzi… Może. Ponownie nie chodzi o brnięcie w spekulacje, ale o zmianę sposobu patrzenia: ten człowiek nie jest odrębną jednostką. Ten człowiek jest węzłem, w którym spotykają się nitki biegnące do wielu, bardzo wielu innych bytów (do i od których również biegnie mnóstwo takich nitek). Szybko dojdziemy tą drogą do wniosku, że wszystko łączy się ze wszystkim i jesteśmy cały czas zanurzeni w gęstej sieci oddziaływań i powiązań.

Ostatni etap tego ćwiczenia może zdać się egzotyczny: staramy się dostrzec piękno w innych ludziach. Ważne, by nie wybierać (tylko) osób pociągających fizycznie, ale po prostu - innych ludzi. Starsza sprzedawczyni w sklepie mięsnym przyjaźnie się dzisiaj uśmiecha, pan z psem zadbał o czystość trawnika i posprzątał po swoim pupilu. Po co tak patrzeć? Od dawna poczucie piękna, zwłaszcza takiego bezinteresownego - trudnego do uzasadnienia biologicznymi popędami - przekonuje mnie o istnieniu dusz. Źródła zjawiska upatruję w zejściu się dusz podziwiającego i podziwianego, w którym doszły do porozumienia i przyjaźni. Warto więc z jednej strony wybierać takie właśnie małe rzeczy, które same w sobie nie robią czegoś konkretnego, ale tworzą poczucie piękna i ładu. Z drugiej nic na siłę: naszym celem nie jest rozbudzenie bezkrytycznej wszechmiłości do wszystkich ludzi, więc jeżeli naprawdę nie widzimy w ryczącym pijaku niczego godnego zachwytu to nie widzimy i tyle. Chociaż - można i wtedy dostrzec (i opłakać) piękno i dobro, które się w takim człowieku marnują.

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy już dobrze się czujesz z wykonywaniem tych kroków wobec innych ludzi… to jesteś na dobrym początku! Teraz czas włączyć w ćwiczenie inne byty. Proponowana tu kolejność to pomysł oparty na praktycznym podejściu, w skali wzrastającej trudności. Trudności tego, by dostrzec w tej istocie samodzielny podmiot. Więc zaczniemy względnie łatwo, bo od zwierząt i roślin. Nawet jeśli nie masz - wzorem rolniczego archetypu Słowiańszczyzny - własnego stada krów, czy pola pszenicy, to mijasz przecież koty, psy czy ptaki, bytujące w okolicy. Szczególnie te ostatnie są wdzięcznym przedmiotem ćwiczenia: tradycja dość wyraźnie mówi o ukazywaniu się w ich postaci dusz zmarłych. Czy ta wrona to ktoś, kogo pochowali kilka dni temu? Czy ten gołąb ma swe gniazdo gdzieś w okolicy? A może ma ulubiony “rewir”, gdzie emeryci dokarmiają ptaki? Może właśnie wygrzebał sobie coś do jedzenia ze śmietnika? Tak, zaraz będziemy zachwycać się pięknem jego lotu, ale nie bójmy się też widzieć rzeczy “brzydkich”. Życie składa się z różnych rzeczy. Potem możemy  spojrzeć na całokształt otaczającej nas zieleni i uświadomić sobie bardzo wyraźnie, że to wszystko żyje. Wszystkie drzewa, zarośla, wszystkie kwiaty i trawy. Pewnie nawet rozmawiają ze sobą. Możliwe nawet, że ta grupka dojrzałych drzew czuje się dumna, że osłaniają od wiatru kilka mniejszych, które z kolei są im wdzięczne… lub narzekają, że starsze pokolenie zasłania Im Słońce! 

W ten sposób przechodzimy łatwo do zjawisk przyrodniczych. Większości z nich nasza religia przyznaje boskich Opiekunów i jest to dobra sposobność, żeby i o Nich pomyśleć, jednak bez silenia się na dogmatyczne przypasowanie “Słońce - Swarożyc, Błyskawica - Perun, Mgła - hmm?”. Chodzi o wyrobienie sobie wrażliwości w postrzeganiu świata, a nie o katalogowanie. Czy Słonejko cieszy się widząc rozkwitające w Jego świetle życie? Jak wiele istot żyje w Jego świetle, albo raczej - czy jest coś, co nie ma z Nim w ogóle związku, choćby pośredniego? Całe piękno - przynajmniej to wzrokowe - jest tak naprawdę możliwe w ogóle dzięki Niemu. A prócz świecenia Słonejka tyle jeszcze dzieje się na świecie: pada deszcz, Morze szumi, Ogień trzeszczy. 

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy już oswoimy się z dostrzeganiem podmiotu w ludziach, zwierzętach i roślinach oraz w zjawiskach przyrodniczych, można przejść dalej: do przedmiotów “nieożywionych”. Przymiotnik piszę w cudzysłowie, bo przecież przyznajemy im duszę. Z pewnością łatwiej zacząć od czegoś, co budzi pewien sentyment. Scyzoryk, odziedziczony po ukochanym dziadku? Jak dużo widział? Czy jest w Twojej kieszeni równie zadowolony (mniej, bardziej?) jak był u dziadka? W ilu był miejscach i czego dokonał? Może porównuje nowe czasy z tym, co działo się pół wieku temu? Jednak nie ma się co ograniczać do własnych, ulubionych rzeczy. Pewien głaz w lesie ma przepiękny mech. Czy ten autobus miejski - jeden z całej floty różniących się tylko numerem na wyświetlaczu - lubi swoją trasę? Czy umiesz dostrzec coś ładnego w jego bryle?

Ostatnim etapem ćwiczenia jest włączenie bytów bez oczywistego ciała. Przykładem są pojęcia abstrakcyjne. W tym miejscu trzeba jednak przestrzec, żeby trzymać się raczej konkretów, bo mądrze brzmiące pojęcia da się dorobić do wszystkiego. Taki na przykład “animizm” - jest bardzo nośnym pojęciem (któremu poświęcony jest cały ten tekst i wiele innych), ale czy jest jakiś “Bóg animizmu”? Nawet jeśli takowy gdzieś w świecie astralnym, osnowie (czy jakkolwiek to jeszcze zwać) istnieje - to jest to zapewne istota dość odległa od namacalnych, codziennych doświadczeń. A ostatniego czego byśmy chcieli to skończyć z głowa w przysłowiowych chmurach. Wybierzmy “coś” (“kogoś”), co narzuca się samo: rodzina czy jakaś grupa (składają się z konkretnych ludzi). Czy miasto jest szczęśliwe? Jak działa na ludzi, którzy w nim mieszkają i pracują, którzy przez nie przejeżdżają. Ale może łatwiej będzie zacząć od duchów zmarłych: już nie mają fizycznego ciała, a jednak w sercu czujemy ich istnienie. Czy Przodkowie są z nas dumni? Jak wiele śladów pozostawili po sobie na tym świecie? Czy w Ich pamięci znajdujemy piękno?

Fot. Dawid Brzozowski

Dodajmy jeszcze kilka słów o niezbędnej w ćwiczeniu higienie psychicznej. Wyobraźmy sobie kogoś, kto praktykuje - nawet sumiennie - ale tylko wobec swojej rodziny, swoich kwiatów w ogrodzie, swoich uczuć. Łatwo można popaść w złudzenie, że jedyne co ważne w Kosmosie, dotyczy “mnie”. To nie wydaje się dobrą ścieżką, ale ma też swoje - równie niebezpieczne - przeciwieństwo. Jeżeli uznamy podmiotowość wszystkiego, możemy w imię źle pojętych altruizmu i empatii zapomnieć o podmiotowości własnej i zaniechać własnych działań. To też nie o to chodzi, żeby usiąść i pozostać w bezruchu; w sumie w ten sposób zabijamy też wszystko to, czego nie dokonaliśmy. Ograniczenie się do tego, co rzeczywiście uznamy za ważne i jesteśmy gotowi zrobić dobrze brzmi jednak już całkiem rozsądnie. Ponadto: nie zaczynaj ze wszystkim rozmawiać. Uznanie duszy kubka do kawy to jedno, prowadzenie z nim aktywnej rozmowy to już co innego. Nie żeby było to niemożliwe, ale normalnie ludzie mają znikomą zdolność do komunikacji poza własnym gatunkiem (a i tu ograniczoną choćby lingwistycznie). Co prawda i “postępowym”, nowoczesnym ludziom zdarza się mówić “No zapal!” do samochodu, czy “Proszę, działaj!” do dowolnego w sumie sprzętu - zazwyczaj jednak nie oczekują odpowiedzi. Nawet w archaicznych kulturach plemion łowiecko-zbierackich umiejętność rozmawiania ze zwierzętami czy ze zmarłymi jest postrzegana jako rzadki i cudowny dar. Jeżeli poczujesz, że duchy do Ciebie mówią i znajdziesz w tym prawdę to dobrze. Nie udawaj jednak, że zachodzi zjawisko, którego nie ma. Celem tego ćwiczenia jest wytworzenie animistycznej wrażliwości świata. Jeżeli pojawią się intuicyjne wglądy w zjawiska to bardzo dobrze. Nie szukaj ich jednak na siłę. A już na pewno - nie toń w ciemnych domysłach. Roztrząsanie czy oglądany właśnie kot należy do samotnej staruszki, czy do małej dziewczynki i jej starszej siostry nie przybliży Cię do uznania jego podmiotowości. Podobnie pracując z duchem grypy (też można!) nie ma sensu zatrzymywać się nad pytaniami w rodzaju “to dusza choroby - zjawiska, prosta suma dusz wywołujących ją wirusów, czy jakaś ich dusza zbiorowa?”. Duch to duch. 

Żaden Słowianin sprzed dziesięciu wieków nie nazywał swojego poglądu na świat “animizmem”, czy “panpneumią”. Wtedy ludzie jeszcze nie wynaleźli takich zgrabnych pojęć. Nawet jakby mu zacząć zadawać konkretne pytania “A czy wszystko ma duszę?”, “A jest jakaś dusza tego grodu?” to nie dość, że szczegółowe odpowiedzi mogłyby się bardzo różnić w zależności od człowieka, to mogłoby się okazać, że na nasze pytania nie ma prostej odpowiedzi. Bo odpowiedzią na pytanie “Czy kamień ma duszę?” wcale nie musiałoby być potwierdzenie czy przeczenie, lecz na przykład: “Chyba nie, bo nie rośnie, ale jak się toczy to wtedy jakby trochę żyje, więc kto wie?” I co zrobilibyśmy z taką odpowiedzią?

Jednak wystarczy wziąć do ręki dowolne opracowanie demonologii ludowej, by przeczytać o dziadach borowych w lesie, niebiańskich chmurnikach, czy siedzących w ludzkich obejściach domowikach. Na niektóre święta żywych odwiedzają zmarli. W pieśniach ludowych zaś dziewczyna stara się dogonić… swoją młodość (za: K. Moszyński, “Kultura ludowa Słowian, tII cz. 2.”, Kraków 1939, str 1372): 

“Zakładajcie siwe konie,
Zakładajcie gniade,
Oj, niechże ja was dogonię,
Latka moje młode.
I dognała młode latka,
Chociaż do mnie w goście.
Nie powrócim, nie powrócim,
Bo nie ma do czego,
Było tobie uszanować,
Wianeczka swojego.”

Niemal pewne jest, że gdyby słowiańska spuścizna miała ciągłość duchową, a my mielibyśmy pełną wiedzę o niej - prezentowane poglądy na “animizm” i “panpneumię” miałyby zupełnie inną postać, a samych tych pojęć nie byłoby wcale potrzeby używać. Mamy jednak co mamy i z tym staramy się jak najlepiej iść naprzód.