2024-01-22

Dzień dobry, ja z taką nietypową sprawą...

Dobrze jest poruszyć kwestię, dość powszechną, wśród współczesnych rodzimowierców. Chodzi o pojawiające się często pytanie: “Mam taki, a taki kłopot - do jakiego Boga mogę się z nim zwrócić?”. Pytanie jest tyle zrozumiałe i zasadne, co błędnie postawione. 

Nasza religia jest politeistyczna, a poszczególne Bogi mają sobie właściwe dziedziny, w których mają największą władzę. Zapaśnik proszący Matkę Mokosz o zwycięstwo w walce bokserskiej, albo podróżnik zwracający się do Dziadunia Welesa z prośbą o bezpieczną podróż samolotem z pewnością wzbudzą zdziwienie widzących taki akt ludzi, a być może i słuchających takich modlitw Bogów. Być może. 

Źródło: Beep Boop Art

Wydaje się, że chwilami dokonujemy antykalki z dominującego współcześnie monoteizmu, starając się rozdrobnić sacrum między Bóstwa “resortowe”, wyspecjalizowane w wąskiej dziedzinie. O ile tak przerysowane przykłady zdają się być oczywiste, to jest też wiele sytuacji mniej “ostrych”. Akademicka rekonstrukcja religii Słowian dość niby jasno sugeruje Welesa jako Adresata próśb o zdrowie czy bezpieczeństwa dobytku. Co jednak z człowiekiem, który odczuwa silne związki z Gromowładnym - składu Mu ofiary i ma poczucie wysłuchania swoich modlitw? Naturalne zda się jeśli w pierwszym odruchu zwróci się właśnie do Niego, zamiast do Dziadunia. Pamiętajmy, że - ze wszystkimi zastrzeżeniami niedoskonałości ludzkiego poznania i w porównaniu z Bogami nieporównanie bardziej ograniczonej psychiki - nasza religia zakłada jednak traktowanie Bogów jako osobowych i potężnych. 

O ile dbałość o prawidłowe kierowanie swoich modlitw jest zdrowym odruchem, tak kurczowe trzymanie się “z tym tylko do tego Bóstwa, z tym do tamtego”, to trochę jak zapominanie o tym aspekcie osobowym, a redukowanie Ich do dysponującej wyspecjalizowanymi pionami Nadprzyrodzonej Obsługi Klienta.


2024-01-15

Kosmiczne i elementarne przyczyny chorób

W dzisiejszym wpisie zajmiemy się poszerzeniem jednego z wątków, którego mogliście wysłuchać na wykładzie podczas zeszłorocznego Święta Mokoszy. Jak być może pamiętacie z wpisu "Tradycyjne metody leczenia naszych Przodków", przed rozpoczęciem procesu leczenia chorego guślarz, babka lub owczarz musieli ustalić podłoże choroby. A przyczynami chorób mogły być: 

  • niektóre zjawiska atmosferyczne i kosmiczne (zaćmienie księżyca lub słońca),
  • żywioły, zwane też elementami,
  • robaki, gady i płazy,
  • rzucenie uroku przez innego człowieka.

Dziś opowiemy sobie, jakie choroby o podłożu żywiołowym i kosmicznym trapiły naszych pradziadków i prababcie. Dlaczego to wiatr jest najgorszym elementem w opinii Przodków, gorszym nawet od ognia? Dlaczego zaćmienia powodowały masowe wyludnienia miast i wsi w dawnych stuleciach porównywalne z okresem Wielkiej Zarazy z 2020 roku? 


Najpierw przyjrzyjmy się chorobom od strony zjawisk kosmicznych. Przodkowie nasi uważali, że jedną z przyczyną boleści dzieci miało być padające na nie światło miesiączka. Bułgarscy bracia i siostry wierzyli w szkodliwość Plejad (inaczej nazywali je ,,kwoką”), które ukazując się po okresie 45 dni niewidzialności rzucały na ziemię wszelkiego rodzaju puch i robactwo, co skutkowało wywołaniem chorób śmiertelnych u koni, bydła i owiec. Aby zapobiec temu zjawisku, chłopi obserwowali nocne niebo i owej mrocznej nocy chowali zwierzęta pod dach. 

Natomiast Słowianie zachodni uważali, że najgorszym zjawiskiem dla ludzi, zwierząt i roślin jest zaćmienie słońca. Zagrożenie ze strony zaćmienia było tak wielkie, że zakrywano studnie, zaś wszystkie zwierzęta zaganiano do obór i stajni. Ludzie także jak najszybciej kryli się pod dachami, więc przez około 7,5 minut wszelkie życie na ulicach miast czy wsi zamierało i tylko odważni albo szaleńcy wychodzili i podziwiali zaćmienie. Nasi Przodkowie wierzyli, że zaćmienie słońca powoduje opad bliżej nieokreślonego osadu lub pyłu - ,,ćmy albo nawet trzęsionki”. Opadająca w czasie zaćmienia substancja miała zatruwać wszystko, z czym miała kontakt i powodowała wszelkie choroby. Przesąd ten do Słowian zachodnich miał przybyć z Europy zachodniej. Consilium medicum z Eichstattu w Bawarii ogłosiło 12 lipca 1654 r., że 2 dni przed i 2 po zaćmieniu należało brać leki na wszelakie choroby, a w dniu samego zaćmienia nie można było czerpać wody ani zbierać jarzyn z ogrodów – były skażone i szkodziły zdrowiu. Ufff, jak to dobrze, że zaćmienie jest tak rzadko!

Naszych Przodków trapiło też potencjalne zagrożenie z strony żywiołów. Według Słowian, żywioł wody miał wywoływać choroby, chociaż ze wszystkich elementów jest on akurat najmniej opisanym zagrożeniem. Woda u Słowian miała raczej znaczenie w magicznych praktykach jako jedna z metod oczyszczenia. Dla naszych Przodków woda była nie tyle źródłem chorób, co złych demonów. 

Słowianie ze wchodu uważali, że nawet nieumyślny upadek na ziemię obraża Matkę Ziemię – wszak jej uderzenie doprowadzało do powstania wszelkiego uszkodzenia ciała, skręceń, złamań kości, ran i w konsekwencji choroby. Należało więc wrócić w miejsce upadku, przeprosić Matkę Ziemię i przebłagać Ją darami. Także febrę przypisywano ziemi. Chorzy udawali się w miejsce, gdzie choroba ich nawiedziła i odmawiali modlitwy do Matki Ziemi - sypali dokoła siebie jęczmienne krupy mówiąc „Przebacz, strono-matko, ziemio wilgotna! Oto masz krupy na kasze.” 

Jak wiadomo element ognia karze każdego głupca, który nie przestrzega zasad bhp. Słowianie wierzyli także w chorobotwórczą moc ognia   – karał on ludzi za zbezczeszczenie go splunięciem lub oddaniem nań moczu (i słusznie że karał!).

Jednak to wiatr i każde zjawisko które on wywoływał, klasyfikował go jako najgroźniejszy element:

  • wiatr mógł nieść czary rzucone przez człowieka lub przez siły nadprzyrodzone. Niesione przez wiatr słowa mogły nabrać mocy i stać się materialne, np. „Żeby ciebie piorun trzasł!”.
  • wicher, czyli wir powietrzny, mógł sam w sobie wywoływać wszelkie choroby i przypadłości. Był on o tyle złowrogi, że działał podobnie jak zaćmienie, a występował częściej! Przykładowo wierzono, że owce przewiane przez zły wiatr dostawały kołowacizny, ludziom zaś groziły obłęd, zawroty głowy, niemota, różne opuchlizny i wyrzuty skórne…
  • element wiatru (tak jak i woda) miał silny związek z demonami, a jak wiadomo tam gdzie demony tam i nieszczęścia, bieda i choroby. 

Trzeba pamiętać, że to właśnie zjawiska elementarne i astronomiczne oraz uroki, zaklęcia i demony były dla naszych Dziadów jednymi z najgorszych rzeczy, jakimi los mógł ich pokarać. Tak więc, moi Drodzy, zastanówcie się ze dwa razy, zanim wyjdziecie na zewnątrz i śledźcie bacznie alerty RCB!

Bibliografia:

    • "Kultura ludowa Słowian", Kazimierz Moszyński,

      

autor: Guślarz Nikrug


       

2024-01-08

Kiedy, jak i do której Bozi?

Większość z nas od małego miała większą lub mniejszą styczność z religią rzymskokatolicką. Niezależnie od zapatrywań na jej rolę dziejową, przyzwyczaja ona ludzi do kilku wyobrażeń na temat Bogów i świętości, które są całkowicie nieprzystające do religijności bliższej typowi tradycyjnemu, którą chcemy praktykować i przekazywać w naszych opracowaniach, np:

  • Bóstwo jest wszechmogące, wszechwiedzące, Bóstwo jest transcendentne, całkowicie wykraczające ponad rzeczywistość empiryczną,
  • mitologia jest jasno określona i ściśle skodyfikowana, ma jedną wersję kanoniczną,
  • przynależność do tej konkretnej religii wyklucza kult “obcych” Bogów,
  • dobro i zło jako podstawowa opozycja,
  • celem religii jest osobiste zbawienie wiernego.

A przy okazji przypominamy przebój sprzed lat "Żywiołak", zespołu Żywiołak z płyty Nowa Ex-Tradycja :)

Omówimy sobie to po kolei, zaczynając od początku. Religie monoteistyczne przypisują swojemu bóstwu nieomylność i absolutną władzę nad światem. Nie wykluczając istnienia takiego pankosmicznego imperatora, trudno sobie wyobrazić dlaczego przedmiotem jego zainteresowania, a co więcej ukoronowaniem dzieła stworzenia, miałby być gatunek tak ograniczony jak nasz. Naszym Bogom z zasady takich cech nie przypisujemy. Każde z Nich ma swoje określone pole działania, w którym pełni rolę dominującą i wybitną. Nie zakładamy jednak, żeby Bóg Ognia musiał mieć cokolwiek wspólnego z wodą, albo żeby Bogini Ziemi miała mieć władztwo nad wszechświatem.

Nasi Bogowie nie są też transcendentnymi, zewnętrznymi, “nadzorcami” rzeczywistości. Nie da się Ich oczywiście sprowadzić do personifikacji czy nawet niecielesnej duszy jednego konkretnego zjawiska przyrodniczego, ale są jednak jednymi z mieszkańców doświadczalnego (w ten czy inny sposób) świata.

Wystarczy nieco bliżej przyjrzeć się dobrze udokumentowanym wierzeniom, związanym z cywilizacjami piśmiennymi (od wedyjskich Indii, przez Japonię mikado i Egipt faraonów, aż po Grecję filozofów), żeby zauważyć jedno: nawet oficjalna mitologia bywała heterogeniczna. Od przypisywania konkretnych czynów konkretnym Bogom czy herosom, przez rodowód poszczególnych postaci, aż po różne wersje mitu o powstaniu świata, pojawiały się odmienne opowieści.

Punkt o wyłączności religijnej wymaga szczególnej uwagi. Prawdą bowiem jest, że nasza Gromada, Jantar, jest Gromadą ściśle słowiańską. Nie oddajemy czci tureckiemu Tengri czy japońskiej Amaterasu, ani nawet nordyckiemu Thorowi. Przejawy nieuzasadnionego eklektyzmu i dowolnego łączenia panteonów są u nas postrzegane jako niepoważna zabawa. Z drugiej jednak strony: jeżeli ktoś ma konkretne korzenie, objawiło się komuś żądające kultu konkretne Bóstwo czy nawet odwiedzimy (niech będzie egzotycznie) święte miejsce Indian Pueblo - nie ma powodu w takim kontekście czci odmówić. Jeżeli moi Przodkowie byli z jakimś Bogiem lub duchem związani - nie ma powodu tej więzi przerywać. Jeżeli odwiedzam miejsce, gdzie Gospodarzem są Bogowie inni od moich - to idę się z Gospodarzami przywitać i Im pokłonić. Proste.

Wśród początkujących wyznawców pojawia się czasem pytanie “kto jest w tej religii dobry, a kto zły?”. Pytanie jest o tyle zrozumiałe, co nieadekwatne. W religiach tradycyjnych są postacie (niemal) jednoznacznie “dobre” (jak Słonejko, Gromowładny Dawca Deszczu czy rozmaici bohaterowie - obrońcy), jak i “złe” (choćby Żmij lub inny potwór chaosu). Jednak to nie uosabianie dobra i zła stanowi istotę tych postaci. Są związane z konkretnymi elementami kosmosu, które - bardziej lub mnie człowiekowi sprzyjające - są jednak do zachowania równowagi niezbędne. W naszym micie kosmogonicznym każde stwórcze działanie Braci wymaga Ich współpracy. Żmij z wiosennego mitu nie jest na koniec zabijany, lecz jest mu wyznaczane konkretne miejsce, w wodzie (o tym jednak będziemy jeszcze mówić). Nawet w późnych, XIX-wiecznych chłopskich podaniach, gdzie zamiast Żmija (albo Welesa lub innej rodzimej postaci) występuje “Diabeł”, nie ponosi on śmierci, lecz zostaje uwięziony na dnie świata.

Ostatni punkt, niekoniecznie oczywisty, to cel wyznawanej religii. Zazwyczaj mamy dość jasne wyobrażenia o przyczynie naszych działań, nie inaczej powinno być w przypadku tak ważnym jak religia. Do naszych czasów stało się jednak w tej materii bardzo dużo złego. Chrześcijaństwo nie tylko zagarnęło dla siebie rolę (w swym roszczeniu: jedynego) systemu duchowego Europy i sporej części świata, ale też roli tej dziejowo nie podołało. Świadczy o tym choćby postępująca sekularyzacja tej bardziej “cywilizowanej” części świata. Religia, już nie ważne która, jest tu niejednokrotnie redukowana do jednej ze swoich składowych; najchętniej do (społecznie użytecznej) moralności i (niesprawdzalnej pozytywistycznie) eschatologii, lub nawet do sentymentalnego przyzwyczajenia. Natomiast wiara rodzima jest religią życia, powinna być przeżywana - i wątek ten będzie się przewijać w dalszym tekście. Oczywiście, oferuje zarówno wskazania etyczne, jak i wizję pośmiertnych losów jednostki, ale jej głównym celem jest podtrzymywanie ładu świata. Oddający Bogom cześć człowiek, dopełniający tradycyjnych rytów nakręca kosmiczny zegar i oliwi jego mechanizm, przyczyniając się do dalszego trwania i harmonii rzeczywistości.


2024-01-03

Obrzęd Wyłowienia, Gdańsk, 3.I.2024

Zgodnie z naszym kalendarzem obrzędowym [ klik!!! ] spotkaliśmy się dzisiaj rano na plaży na gdańskim Przymorzu w celu odprawienia Obrzędu Wyłowienia, nawiązującego do mitu o wyłowieniu pierwszej ziemi:

"Na samym początku Perun pływał w łodzi, a Weles spędzał czas w głębinach. Pewnego dnia przysiadł się jednak do Peruna i zaproponował mu stworzenie świata. Perun zgodził się na ten pomysł i polecił Welesowi, by ten zanurkował i przyniósł z dna tego ogromnego morza trochę piasku: „Ale powiedz, że bierzesz ją w moim i swoim imieniu”. Welesowi nie bardzo podobał się taki układ i początkowo ogłaszał: "Biorę ciebie Ziemio moja w imię moje", pomijając brata. Piasek jednak wypłukiwał się z jego dłoni. Dopiero gdy wymówił poprawne zaklęcie "Biorę ciebie Ziemio nasza w imię nasze", udało mu się dostarczyć piasek na powierzchnię. 

Po pewnym czasie Perun położył się na nowej ziemi i zasnął. Weles zapragnął pozbyć się brata, aby samemu panować nad nowym światem. Zaczął się spychać Peruna na południe, lecz ziemia zaczęła się powiększać niczym wałkowane ciasto. Weles spróbował więc zepchnąć Peruna na północ, a potem na wschód i zachód – za każdym razem z tym samym skutkiem. Na dodatek Weles ukrył przedtem kilka ziaren piasku w ustach i ziarnka te zaczęły się teraz rozrastać. Wypluł więc ukryte ziarna i w ten sposób powstały jaskinie, góry i bagna."


Tak więc co roku, 12 dni po Szczodrych Godach, nasz dzielny żerca wchodzi do morza w celu złożenia ofiar i pobrania morskiego piachu. I co roku uparcie ignoruje nasze napomnienia, że Weles wydobył trochę piachu ustami ;)


Po perypetiach Szczodrych Godów już żadne warunki atmosferyczne nie są nam straszne!

Co robimy potem z tym piachem? Ano jedziemy na pielgrzymkę do miejsc dla nas ważnych, położonych w Lasach Oliwskich. Odwiedzamy Diabelski Kamień, nasz ulubiony Dąb oraz Głaz w Wykopie. Miejsca te opisywaliśmy już w [ tym wpisie ] i gorąco zachęcamy Was do ich odwiedzenia :) W każdym z naszych świętych miejsc zaśpiewaliśmy pieśń:


Przy Diabelskim Kamieniu

Przy naszym ulubionym Dębie

Przy naszym ulubionym Dębie

Przy Głazie w Wykopie

Uczestnicy Obrzędu mogą zabrać ze sobą nieco piachu do domu do położenia na ołtarzyku. Zaś ci, którzy kupują ziemię lub zaczynają budować dom albo zadomawiają się w nowej pracy, mogą rozsypać trochę piachu na swoich włościach. Historia religii, antropologia i własne serduszko dość jasno wskazują, że niezależnie od wzniosłych teorii, dla każdego człowieka środkiem świata jest jego przytulny domek :)

Koniecznie dołączcie do nas za rok!